Świat Dysku – postaci, które skradły nasze serca
Już Wam kiedyś wspominałam, że fikcyjne postaci bardzo lubią kraść. Prawdopodobnie za mocno uwierzyły, że kradzione nie tuczy czy coś w tym stylu i stąd cały ambaras. W każdym razie niejednokrotnie można je przyłapać, jak coś podwędzają – a to nasz czas przeznaczony na pracę i inne Bardzo Ważne Obowiązki, a to złudzenia, a to fabułę. Udowadniałam Wam to na przykładzie sidekicków, ale przecież nie każdy bohater bohaterowi Osłem ze Shreka. Inne skubańce też miewają kryminalistyczne zapędy. Nie wierzycie? Okej, oto lista drugoplanowych i jeszcze-dalszo-planowych postaci Świata Dysku Pratchetta, które na pewno kochacie bardziej niż głównych bohaterów i które prawdopodobnie całkowicie ukradły Waszą uwagę.
Jest tylko on
W życiu lubimy, jak różne rzeczy przezwyciężają śmierć, ale w literaturze dobrze jest, jeśli od czasu do czasu to jednak śmierć jest górą. Zwłaszcza śmierć jest Śmiercią – postacią z kosą, będąca “antropomorficzną personifikacją ludzkich wyobrażeń na swój temat”. Ale to nie o nim mowa, gdyż można go uznać za całkiem główną postać w kilku tomach, która niczego nie da sobie odebrać. Jednak ówże sympatyczny kościotrup musiał razu pewnego walczyć z wewnętrznym rozpadem na pomniejsze śmierci przypisane różnym gatunkom. Tak powstał Śmierć Szczurów – właściwy bohater drugoplanowy – odpowiedzialny za transport transświatowy takich różnych myszy, chomików i innych gryzoni. Śmierć Szczurów po rozpoczęciu samodzielnej egzystencji niczym kość z żebra Adama bardzo uważnie dobierał swą postać, wahając się przy kilku opcjach. Forma kawałka sera wydała mu się jednak prawdopodobnie zbyt mało mobilna, postać pułapki na szczury zbyt labilna, a forma małego terriera zbyt.. hmmm debilna. Ostatecznie zdecydował się więc na… szczuromorficzną personifikację gryzoniowych wyobrażeń na swój temat? No w każdym razie na szczurzy szkielet w czarnej pelerynie i z gustowną kosą. Mogłabym zacytować wiele głębokich myśli Śmierci Szczurów, które na zawsze pozostają w pamięci czytelnika. Jest “PIP!” i “PIP!” no i oczywiście także “PIP!”. Myślę, że serca zdobył jednak klasykiem powtarzanym na całym świecie: “PIP!”. Aż się łezka w oku kręci.
Nie pozwól mu Cię zatrzymywać!
Z reguły miło jest poobcować z człowiekiem z wizją. Co prawda najczęściej staramy się zachować przy takich spotkaniach odstęp iście epidemiologiczny, żeby nie przyszło mu do głowy nas nią zarazić, bo to zajmuje wiele czasu, który można spożytkować na przykład na gapienie się, jak śmiesznie ślimak żre sałatę. Sama świadomość istnienia wizji jest za to raczej sympatyczna. Bywają jednak osoby, których wizji nie da się zignorować, a przynajmniej można to zrobić wyłącznie raz w życiu i to pod sam jego koniec. I nie chodzi tu jedynie o to, że przypadkiem może być to wizja lokalna. Taką postacią jest na przykład Lord Vetinari, Patrycjusz Ankh-Morpork, który ustalił zasady mówiące, że za stały poziom przestępczości w mieście odpowiadają złodzieje, a wszelkie nieautoryzowane przestępstwa są ścigane z ramienia niesprawiedliwości. Edukacja w Gildii Skrytobójców pozwoliła mu stać się tyranem idealnym, którego nie sposób podejść. Sami przyznacie, że człowiek ten ma głowę na karku. Na pewno pomaga w tym jego maksyma, że dobry władca nie wie, co się działo, lecz wie, co się dzieje. Sprawia to, że jest władcą mniej martwym niż ci, którzy preferują czas przeszły. Tego bohatera nie można nie darzyć szacunkiem, bo człowiek może przez przypadek popełnić samobójstwo, zrzucając sobie cegłę na głowę. Także tego, veni, vici… Vetinari!
Dobry inżynier powinien być zdolny do wszystkiego
Bezdennie Głupi Johnson nie pojawia się osobiście w powieściach, czemu prawdopodobnie można zawdzięczać fakt, że nie jest znany żaden przypadek, w którym książka Pratchetta wybuchłaby czytelnikowi prosto w twarz. Szeroko jednak opisana jest spuścizna, jaką po sobie pozostawił. Z cyklu Świat Dysku możemy dowiedzieć się, że jego talentom nie było początku, a jego wynalazki wielokrotnie pojawiały się w kronikach Ankh-Morpork, choć często w rubryce przyczyna zgonu. Autor zaznacza jednak, że równie daleko mu było do niekompetencji co prawdziwemu geniuszowi, rzecz w tym, że w przeciwnym kierunku. Plany i obliczenia Johnsona można nazwać chyba jedynie nieobliczalnymi, a ich efekty zadziwiającymi i niejednokrotnie wybuchowymi. Znany jest on między innymi ze stworzenia solniczki i pieprzniczki przekształconych w luksusowe rezydencje, labiryntu w ogrodach pałacowych, którego cechą charakterystyczną jest, że ludzie gubią się podczas jego szukania, czy łazienki w niesprecyzowany sposób połączonej z organami. Mam silne przeczucie powiązane z kobiecą intuicją, że to on jest autorem znanych na całym świecie słów “dziwne, u mnie działa”, choć w zasadzie pewnie wielu by orzekło, że działanie jest największym mankamentem jego wynalazków.
Jestem bardziej gotycki niż wy
Igorów co prawda jest znacznie więcej niż pojedyncza sztuka, więc normalnie uznałabym, że nie można ich wrzucać do jednego worka. Jednak, jako że sami nie mają problemów z wrzucaniem się do tego samego worka (przeważnie w częściach) i zachowywaniu na przyszłe czasy, myślę, że można uczynić tu wyjątek. Igory są znanym klanem służących, którzy są zatrudniani głównie przez wampiry i szalonych naukowców. Słyną z tego, że są bardzo przywiązani do rodziny, a przynajmniej niektórych jej organów. Dziedziczenie pojmują bardzo dosłownie i po przodkach zyskują z reguły jeszcze całkiem dobre narządy wewnętrzne oraz kończyny, które wykorzystują do poprawy własnego wizerunku (komu od czasu do czasu nie przyda się dodatkowa pomocna dłoń?) albo pozostawiają na części zamienne. Igory bywają do siebie bardzo podobne, a kluczowy do ich rozpoznawania jest wzór ściegu w szwach. Głęboko cenią tradycyjny porządek rzeczy, dlatego można je spotkać, jak rozsiewają kurz lub tresują pająki, by snuły malownicze pajęczyny w zamkach wampirów. Znane są z niezwykłej lojalności i z tego, że nie zadają zbędnych pytań w rodzaju, po co panu sto dziewic. Większość Igorów ma tendencję do seplenienia, o którym jednak zdarza się im zapominać. Ale cóż z tego skoro mają serce na dłoni, chętnie dają ci palec, a w razie potrzeby nawet i rękę i oczywiście potrafią jak nikt ruszyć mózgiem?
Ciekawe, że istnieje bóg wina, a nie istnieje…
o, bóg kaca! Takie rozważania doprowadziły do powstania Biliousa, istoty wyższej chronicznie cierpiącej z niskich powodów jak mdłości, ból głowy czy problemy ze wzrokiem. Został powołany do istnienia poprzez nadmiar niezagospodarowanej wiary na Dysku, jaki wywołało zniknięcie Wiedźmikołaja. A jako że trudno znaleźć osobę, która choć raz skutków nadużywania alkoholu w dniu poprzednim nie skomentowała zawołaniem “o Boże/boże!”, Bilious stał się o, bogiem, który choć nigdy nie pił, zawsze miał kaca. Nie może wydawać się dziwne w tej sytuacji, że zakochał się on w zatwardziałej abstynentce i członkini Ligi Wstrzemięźliwości. Jako że fucha trafiła mu się, łagodnie mówiąc, średnia, stał się prawdopodobnie jedynym bóstwem, które zmieniło pracę – po powrocie Wiedźmikołaja, gdy z wiarą wszystko było już mniej więcej w porządku, stał się tymczasowym zastępcą dla innych, dowolnych bogów.
Postacie zapadające w pamięć mają szansę powstania mniej więcej jedną na milion, ale przecież na Dysku szanse jedna na milion sprawdzają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć. Sami rozumiecie, że w tej sytuacji nie sposób przedstawić wszystkich postaci drugo-, trzecio- i zupełnienieplanowych, których nie da się nie kochać. Potraktujcie więc to wyliczenie jako początek, któremu równie daleko do końca jak Bezdennie Głupiemu Johnsonowi do niekompetencji. A który z dyskowych bohaterów zajmuje specjalne miejsce w Waszych serduszkach?
Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z naszymi wpisami na blogu!