Festiwal Fantastyki 13-15.06.2025 Poznań
pl
Goście Kup bilet

Jeden serial, by wszystkimi rządzić?

W zeszłym roku ogłoszono, że Amazon ma podjąć się przeniesienia na ekran „Władcy Pierścieni” i innych historii toczących się w Śródziemiu. Umowa pomiędzy portalem Jeffa Bezosa i spadkobiercami J.R.R. Tolkiena miała wynieść nieoficjalnie około ćwierć miliarda dolarów. Czy to dobrze zainwestowane pieniądze? Otóż niekoniecznie!

Nie chcę od razu wieszczyć Amazonowi niepowodzenia, jednak postawił on przyszłych twórców serialu przed zadaniem niemal niewykonalnym. Przypomnijmy: na Amazon Prime Video ma się ukazać ekranizacja najbardziej znanego tytułu w karierze Tolkiena, ale też bliżej nieokreślone spin-offy i inne historie ze świata stworzonego przez brytyjskiego pisarza. To oznacza, że będą oni musieli zmierzyć się nie tylko z dorównaniem adaptacji w reżyserii Petera Jacksona.  Trzeba będzie równieżsprostać wieloletnim oczekiwaniom fanów, którzy od lat liczą na przeniesienie na ekrany mniej znanych pozycji z twórczości Tolkiena. Zachodzi w związku z tym obawa, że ktoś wpadnie na pomysł dodania do historii Śródziemia nowych wydarzeń, wątków i postaci, jak to miało miejsce w nieszczęsnym „Hobbicie” (I wish the Hobbit had never come to me. I wish none of these had happened). Jest to rzecz, której wielu miłośników Śródziemia chciałoby uniknąć, zwłaszcza, że wciąż istnieje tyle niewykorzystanych elementów, które aż proszą się o ekranizację. Z drugiej strony natomiast zabawa formą i treścią może być całkiem udanym podejściem, o ile oczywiście nie odejdzie się zbytnio od oryginalnego ducha Tolkiena. Może antologia, w której każdy sezon dotyczyłby innej powieści/opowiadania? Albo ukazanie wydarzeń z nieco innej strony, jak choćby w „Ostatnim powierniku Pierścienia”?

„Władca Pierścieni” a inne seriale

Kolejnym problemem jest obecny rynek seriali fantasy. Ten segment przez lata dominowała „Gra o Tron”. Chociaż nie będzie bezpośrednio rywalizować z serialem Amazona (jej finałowy sezon ukaże się przed rozpoczęciem prac do opisywanej tu adaptacji) – to jednak pozostanie wyznacznikiem dla innych tego typu produkcji. Nie da się jednak ukryć, że świat Tolkiena ustępuje brutalnością i brudem temu wykreowanemu przez George’ Martina. Dla wielu nawet wydaje się mniej interesujący: często można usłyszeć komentarze, że we „Władcy Pierścieni” bohaterowie nie robią nic poza chodzeniem w kółko. Wszystkie znaki na niebie wskazują również na innego przeciwnika – „Wiedźmina”. Pamiętajmy jednak, że ten serial także jeszcze nie powstał i na dobrą sprawę budzi niemal te same wątpliwości. Niewykluczone więc, iż produkcja Amazona będzie musiała iść na kompromis pomiędzy oczekiwaniami fanów i oczekiwaniami casualowych widzów. Jak wszyscy mogliśmy się przekonać w „Hobbicie”, takie operacje raczej nie kończą się powodzeniem.

Co na to fani?

Trudno zresztą określić, jakie tak naprawdę są oczekiwania fanów. Nikt chyba nie liczył na nową wersję LOTR-a, zwłaszcza gdy dotychczas jedyna pełna ekranizacja okazała się takim sukcesem finansowym i artystycznym. Powstała jeszcze naturalnie animowana wersja w reżyserii Ralpha Bakshi, jednak nie jest to pełna adaptacja. Trylogia Petera Jacksona natomiast tak usatysfakcjonowała czytelników, iż nikt specjalnie nie czekał na kolejnego „Władcę”. Zwłaszcza, że Tolkien stworzył tak wiele innych opowieści, które wciąż czekają na przeniesienie na ekran. Pozostaje też kwestia obsady, którą Jackson dobrał idealnie. Stawia to potencjalnych nowych odtwórców przed zadaniem niemal niewykonalnym.  Przypomnjimy sobie, jak bardzo wryli się w świadomość choćby Viggo Mortensen, Andy Serkis czy Ian McKellen.  Mamy tu do czynienia z niesamowicie olbrzymimi butami, w które trzeba wejść. Z drugiej strony warto wspomnieć o kompletnie „przestrzelonym” castingu do (tfu, tfu) „Hobbita”. Można też spodziewać się wielu protestów ze strony fanów, głośno protestujących przeciwko nowej obsadzie. Aż strach pomyśleć co się stanie w przypadku, gdy twórcy postanowią zatrudnić aktorów o innej karnacji niż kaukaska. Pod tym względem produkcja Petera Jacksona była mocno homogeniczna.

A może nie będzie tak źle?

Zdaję sobie sprawę z tego, że ten artykuł wydaje się mocno wydumany i nie można oceniać serialu, który jeszcze nie powstał. Jest to głównie powodowane moją pasją do świata Tolkiena i zaciekawieniem, ale też obawą, co do prawdopodobnie najdroższej serii wszechczasów. Amazon wziął na siebie olbrzymie brzemię i w przeciwieństwie do Frodo Bagginsa nie ma do tego drużyny, która pomogłaby mu w tym zadaniu. Mi osobiście sytuacja ta kojarzy się nieco z tłumaczeniem „Władcy Pierścieni” na język polski – pierwsze, autorstwa Marii Skibniewskiej, na zawsze zapisało się w świadomości czytelników, dzięki wspaniałemu przełożeniu na nasz język dość trudnej powieści. Później jednak powstało kolejne, autorstwa Jerzego Łozińskiego, które również zapisało się w świadomości czytelników, choć z zupełnie innych powodów (Radostek Gorzaleń ma specjalne miejsce w moim sercu). Mam tylko nadzieję, że produkcja Amazona nie będzie tłumaczeniem Łozińskiego wśród seriali. A jakie są Wasze oczekiwania względem serialu? Czekacie na niego, czy raczej uważacie za niepotrzebny? Dajcie znać w komentarzach!

Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z naszymi wpisami na blogu!

Awatar autora

O autorze

Joanna Dziedzic

Jako dziecko zagubiła się w fantasy jak Alicja w Krainie Czarów i niczym Obieżyświat postanowiła zwiedzić wszystkie fantastyczne krainy. Kolekcjonuje książki jak Flash mandaty za prędkość. Optymistyczna jak Kłapouchy, energiczna jak Garfield z nutą gramatyki Yody. Nienawidzi zimna jak Anakin piasku, a pająki kocha równie mocno co Ron Wesley. Żeby przeczytać i obejrzeć wszystko co jej się marzy, musiałaby żyć tak długo, jak Legolas. Z tego powodu od wielu lat bezskutecznie próbuje zostać elfem. foto: Makove Love