Mniejsze nie znaczy gorsze. Jak gry indie zawojowały światem wydawniczym?

Pomocy! Jak przełamać tę monotonię?

Na ratunek przybywają gry indie. Są to małe, ale często innowacyjne produkcje, nad którymi pracuje niewielki zespół ludzi albo nawet jedna osoba bez żadnego wsparcia finansowego od wydawcy gier. Ci twórcy zmagają się z całkowicie innymi problemami niż przy produkcji gier AAA, jednak dzięki temu mali deweloperzy mają jedną, ogromną przewagę. Jest to wolność przy implementowaniu nowych mechanik, których w innych grach jeszcze nie doświadczyliście. Bywa to co prawda miecz obosieczny, bo co jeśli ten pomysł nie spodoba się graczom? Godziny albo i setki godzin pisania kodu idą do kosza.

Tak rodzą się prawdziwe perełki!

Jeśli jednak się uda, gra ma szansę stać się prawdziwym hitem. Wystarczy, że jakiś YouTuber czy portal publicystyczny z szeroką publiką powie kilka słów o danym tytule i zachęci do ogrania go. Przykład takiej legendy? Przeczytajcie dalej!

Każdy z Was pewnie kojarzy Markusa Perssona. Niekoniecznie z jego imienia i nazwiska, ale z pseudonimu “Notch”. Cofnijmy się do roku 2009, kiedy Markus poza regularną pracą, w swoich czterech kątach rozpoczynał proces twórczy dla Minecrafta. Niedługo później gra zaskarbiła sobie serca wielu osób, w tym twórców na YouTube i tytuł szybko stał się popularny. Survival, roleplay, przeżywanie niesamowitych przygód na mapach stworzonych przez społeczność, najróżniejsze challange i tryb kreatywny sprawiły, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Serio, niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nigdy o Minecrafcie nie słyszał! 

Przez kilka pierwszych lat tytuł górował w topkach najlepszych gier indie, jednak wkrótce prawa do niego zostały sprzedane wielkiej korporacji i od roku 2014 Minecraft nie jest już uznawany za grę indie.

Przykładów jest o wiele więcej!

Na szczyty popularności wzbiły się również inne tytuły od małych twórców – chociażby Stardew Valley to przyjemna gra RPG, stworzona przez Concerned Ape, o prowadzeniu własnej farmy. Twist? Zarządzanie czasem jest kluczem do efektywnego zarabiania i robienia postępów w grze.

Nie tak dawno na szczytach popularności był również Vampire Survivors, który pomimo swojej prostoty zdobył Nagrodę Brytyjskiej Akademii Gier Wideo w kategorii “Najlepsza Gra”. 

Albo takie Among Us – znany tytuł, prawda? Ile to wieczorów przegrało się ze znajomymi, by tylko wrobić różowego w podłe czyny – niezależnie czy był po Waszej stronie czy też nie.

A co jeśli ta mała, “prosta gra” stanie się zbyt popularna?

Minusem (albo i plusem?) takiej sytuacji jest nagły wysyp podobnych tytułów w nadziei, że i one osiągną podobne wyniki, co ich pierwowzory. Gracze, którzy lubią trzymać się jednej bańki tematycznej mają więc z czego wybierać, aczkolwiek jest spora szansa na zawód.

Na przykładzie Stardew Valley (albo nawet i wcześniej – na przykładzie Harvest Moon!), powstały nowe, ciekawe tytuły z prowadzeniem farmy w roli głównej, które dodały coś od siebie. Przykładowo, w tytule “Roots of Pacha” przenosimy się do prehistorii, aby wspólnie z naszym klanem odkrywać nowe narzędzia i przedmioty, poprzez przynoszenie darów wiosce, co jest zdecydowanie czymś świeżym. Po drugiej stronie, w opinii niektórych takim małym potworkiem w świecie gier indie okazało się Coral Island, który do złudzenia przypomina model zbudowany na SW, ale w ładnej oprawie 3D. 

Kiedy to wreszcie wyjdzie z wczesnego dostępu…

Przy większych tytułach rzadko doświadczymy coś takiego, jak właśnie wspomniany “wczesny dostęp” albo wersja alfa. Od deweloperów AAA otrzymujemy w większości prawie gotowy produkt (prawie, bo w końcu gracze to najlepsi testerzy i wyłapią każdy, nawet najmniejszy błąd – od wybuchających śmietników, poprzez dziury w mapie, przez które można wypaść!).

Jednak aby gra indie mogła się rozwijać, nieraz potrzebny jest ten przysłowiowy kopniak w postaci środków ze sprzedaży niegotowego tytułu. 

Wady? Zawartość jest często uboga, może być sporo błędów, optymalizacja kuleje.

Zalety? Obserwacja jak tytuł rośnie, wsparcie twórcy, a przede wszystkim czynny udział w procesie rozwoju gry. Nie od dziś wiadomo, że to gracze mają bardzo dobre pomysły, jak jeszcze urozmaicić daną grę (I przez to mody cieszą się całkiem niezłą popularnością!), przez co deweloperzy gier indie często czerpią od nich inspirację.

Każdy znajdzie coś dla siebie

Nie popadajmy jednak w skrajności, bo morze gier jest głębokie i szerokie! Z tego powodu przygotowaliśmy dla Was też kilka mniej znanych tytułów, które mogą wciągnąć! 

• Core Keeper – Szczególnie przypadnie do gustu fanom Terrarii. W zanadrzu walki z bossami, setki ciekawych przedmiotów, crafting, budowanie i eksploracja! Praktycznie pełen pakiet!

• Gnosia – Wyobraź sobie Among Us, ale w trybie single player i w postaci visual novelki. A do tego wszystkiego dodaj jeszcze pętle czasowe!

• Slay the Princess – psychodela, w której główną rolę odgrywa narrator. Jest to historia o miłości.

• Children of Silentown – Przepiękna wizualnie gra, która ma na celu przybliżyć historię pewnej tajemniczej wioski o szeregu dziwnych zasad, z której znikają ludzie.

• Terracards – Karciany roguelike o tworzeniu jak najbardziej wydajnej… farmy. Szczególnie przypadnie do gustu osobom, które lubią rozkminiać synergie między swoimi przedmiotami.