Moda na sukces (słowiańskości)
Dlaczego kochamy polską fantastykę? Z wielu powodów, choć zdecydowanie jednym z najczęściej wymienianych jest jej niepowtarzalny, słowiański klimat. Czy potrafimy jednak jasno określić, co go tworzy? Jeśli się nad tym zastanowić, to… Raczej nie oryginalna kultura Słowian.
Słowianie żyli w domach z drewna. Z których dym wychodził mniejszymi otworami, a Słowianie większymi
Cały problem z literaturą czerpiącą z mitologii i czasów słowiańskich polega na tym, że historycy niewiele wiedzą na temat kultury Słowian. Nie dość, że lud ten zajmował olbrzymie połacie terenu (między innymi terytoria współczesnej Polski, Serbii, Bułgarii, Ukrainy, Czech i Rosji), to jeszcze podzielił się na trzy odłamy – Słowian zachodnich, wschodnich i południowych. Ogromne odległości dzielące poszczególne grupy, wraz z faktem, że ludy te najprawdopodobniej nie posługiwały się słowem pisanym, sprawiały, że poszczególne regiony mogły znacząco się od siebie różnić. Nawet pod względem istnienia ważnych bóstw lub pełnionych przez nie funkcji. Idealnym przykładem tego jest niepewny związek pomiędzy Czarnobogiem, Czarnogłowem i Trygławem, którzy mogą, ale nie muszą, być tą samą osobą.
Nieduża ilość informacji na temat wierzeń i obyczajów Słowian, nierzadko zniekształcona przez późniejsze epoki, sprawiła, że szybko zaczęły się tworzyć i utrwalać niekoniecznie potwierdzone i mające oparcie w faktach teorie. Najbardziej ekstremalnym przykładem takich jest, oczywiście, tak zwany „turbosłowianizm”. Nie trzeba jednak wierzyć w obejmujące całą Europę i spory kawałek Syberii zaawansowane technologicznie i budujące potężne miasta Imperium Lechickie, aby mieć błędne pojęcie o słowiańskości. Wystarczy uważać, że Dziki Gon i strzygi są absolutnie słowiańskie.
Są równie słowiańskie, co lechickie miotacze ognia.
Ze słowiańskością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki
Ustaliliśmy już zatem, że nie wszystko, co brzmi słowiańsko, faktycznie takie jest. Skąd zatem liczni współcześni pisarze i artyści biorą inspiracje do tworzenia swoich dzieł? Cóż, dużo zawdzięczają naszemu rodzimemu autorowi, który pisząc swoje książki i umieszczając w nich wątki fantastyczne i nawiązania do naszej kultury, zyskał ogromną sławę nie tylko w Polsce, ale i poza jej granicami. To on, wykorzystując nieeksploatowane dotąd zwyczaje i wierzenia, rozpoczął modę na pisanie o słowiańskich demonach i wierzeniach.
Mowa oczywiście o Adamie Mickiewiczu.
Jego „Ballady i romanse”, wydane w 1822 roku, miały olbrzymi wpływ na wypromowanie wierzeń prostego, wiejskiego ludu i stały się jedną z najważniejszych pozycji polskiego romantyzmu. Posiadające liczne elementy nadprzyrodzone, wykorzystujące takie postaci jak rusałki i duchy, dzieło Mickiewicza było wyraźnym przeciwstawieniem się dotychczasowym, oświeceniowym poglądom i zasadom tworzenia literatury. „Ballady…” okazały się na tyle świeże, że odniosły duży sukces. Ich autor zaś zrozumiał, że kultura ludowa jest skarbnicą niezwykłych opowieści i zaczął ją wykorzystywać na większą skalę. Chociażby opisując nadal obchodzone w niektórych wsiach, wywodzące się ze słowiańskich tradycji, dziady. Brzmi dobrze? Cóż, niekoniecznie.
Mickiewicz, owszem, miał dostęp do wiarygodnych źródeł, mógł uzyskać informacje na temat konkretnych przesądów i przedchrześcijańskich świąt bezpośrednio od praktykującej i wierzącej w dane rzeczy ludności, ale korzystając z licentia poetica czasem przeinaczał fakty. Ten sam problem dotyczy wielu innych, korzystających w czasach romantyzmu z podań ludowych, pisarzy. Na domiar złego, te właśnie najwcześniej opisane zwyczaje prostego i kultywującego dawne tradycje ludu (którymi wcześniej niewiele osób się przejmowało) w epoce romantyzmu są już mocno zniekształcone przez wpływy chrześcijańskie. Słowiańskie demony występują w nich równie często, co diabły. Pogańska tradycja karmienia duchów łączy się z chrześcijańskimi modlitwami. A szukająca kwiatu paproci młodzież nie nosi już prostych tunik, a barwne, ludowe stroje.
Slavicpunk Anno Domini 2018
Współcześnie odbieramy zatem „słowiańską” kulturę przez pryzmat fałszywej romantycznej wizji wsi spokojnej, wsi wesołej. Udowadniają to „Legendy Polskie Allegro”, mieszające ze sobą chrześcijańskie diabły, słowiańskiego Peruna i będącą w tej sytuacji wypadkową obu tych kultur Babę Jagę. Sztandarowy przykład słowiańskości, czyli książkowy i zaadaptowany przez CD Projekt Red na potrzeby gier „Wiedźmin”, również ma na swoim sumieniu romans z romantyzmem.
To już nie mitologia i wierzenia Słowian, a raczej folklor. Sapkowski wykorzystuje naszą rodzimą mitologię i nie stroni też od innych (choćby rzymskiej, celtyckiej). W większej mierze opiera się jednak na podaniach ludowych i bajkach. Idealnym tego przykładem może być polowanie na smoka, w którym uczestniczy szewc, chcący nafaszerować owcę siarką – oczywiste nawiązanie do znanego krakowianom Dratewki. Opisywane w książce czasy przypominają późne, nie wczesne, średniowiecze. Postaci nie wierzą w słowiańskich bogów, rzadko nawet przejmują się kultem samej natury, który przypisuje się Słowianom.
Polskie studio odpowiedzialne za egranizację „Wiedźmina” poszło tymczasem jeszcze o krok dalej i wrzuciło do swojej produkcji epizody żywcem wycięte z dzieł polskich twórców romantyzmu. Jeden z aktów pierwszej części gry ma miejsce w wiosce przypominającej nieco XIX-wieczną polską wieś. I jest inspirowany romantyczną, napisaną przez Juliusza Słowackiego, „Balladyną”. Nie jest to zresztą jednorazowy wybryk, gdyż i w trzeciej części gry można się poczuć przeniesionym w zupełnie inną epokę. Oto bowiem dodatek „Serce z kamienia” przedstawia graczowi historię… Szlachcica, który sprzedał duszę diabłu.
Ach, ci Słowianie…
Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z naszymi wpisami na blogu!