Dlaczego komputery czynią cuda, a magia nie wydaje się być magiczna?
„Nauczyłem się już języka Java, jak mogę kontynuować mój rozwój?” – zapytał student informatyki swojego wykładowcę. Ten uśmiechnął się i odparł z udawanym zdziwieniem – „Jak to!? Nauczył się pan kolega c a ł e j Javy?”
„To po prostu działa!”
Kiedy, podczas kampanii w świecie Forgotten Realms, nasza postać wypija leczniczą miksturę, nie zastanawiamy się nad tym, dlaczego bohater czuje się lepiej. Jego rany po prostu się goją, dolegliwości ustępują, a w ujęciu mechanicznym wskaźnik punktów życia wraca do wartości wyjściowej. Nasza wyobraźnia wykonuje wówczas popisowy numer intelektualnej akrobatyki, który nazywamy profesjonalnie „zawieszeniem niewiary”. Polega on na ignorowaniu – świadomym bądź nie – przekonania, że przedstawione zjawisko nie powinno mieć miejsca w naszej rzeczywistości. Wbrew temu co mogłoby się wydawać, ludzki umysł kocha porządek. Czujemy nieodpartą potrzebę zatykania dziur w naszym rozumowaniu, więc gdy natykamy się na następujący komunikat: „Nie próbuj zrozumieć, jak to działa, to nie jest istotne dla historii!” musimy zmierzyć się z pewną trudnością. Nasz rozsądek musi stanąć wbrew sobie, aby w miejsce ziejącej pustki w logice świata przedstawionego wstawić karteczkę samoprzylepną z napisem „do późniejszego rozpatrzenia”. Dopiero wtedy możemy odzyskać immersję i w pełni zanurzyć się w prezentowane uniwersum. Są jednak ludzie, którzy lubią wracać do pozostawionych przez siebie karteczek i zastanawiać się, czym zastąpić tę prowizoryczną łatę.
Żaden magik nie zdradza swoich tajemnic
Kwintesencją zjawiska zawieszenia niewiary jest bez wątpienia magia. Dlaczego złoty amulet chroni przed pociskami, a mikstura zapewnia nadludzką siłę? Cóż, dokładny mechanizm działania tych utensyliów nie jest przecież istotny. Od momentu ich użycia, do uzyskania pożądanych rezultatów roztacza się, okryta tajemnicą, domena sztuki tajemnej, w którą żaden śmiertelnik nie powinien się zagłębiać, o ile chce pozostać przy zdrowych zmysłach. Ale czy podobna magia nie odbywa się, pomiędzy kolejnymi klatkami waszej ulubionej gry? Co tak naprawdę dzieje się, kiedy wciskamy klawisz?
„Bóg stworzył liczby naturalne, cała reszta to dzieło człowieka”
Nie chcę się tu rozwodzić nad procesem działania oraz tworzenia gier komputerowych. Pragnę jednak zwrócić uwagę na to, że są one dziełem czysto ludzkim, podobnie zresztą jak języki narodowe czy też matematyka. Wszak dziesiętny system liczbowy, czyli sposób zapisu, w którym pojedyncze dziesięć cyfr od 0 do 9 łączy się, aby uzyskać coraz to większe wartości, wymyślili starożytni Hindusi. Istniały jednak zupełnie inne konwencje, dla przykładu Mezopotamczycy opierali swój system liczbowy o sześćdziesiątkę zamiast dziesiątki, czego ślady możemy do dziś odnaleźć w oznaczaniu czasu (jedna godzina dzieli się na 60 minut, minuta na 60 sekund) i szerokości kąta. Zdumienie czytelnika może być tu zrozumiałe. „Jeśli jedna owca podejdzie do drugiej” powie ktoś „wówczas w tym samym miejscu stać będą dwie owce, a nie jedna. Żaden człowiek nie musi być w ten proces zamieszany”.
Faktem jest, że zjawiska, które matematyka tak sprawnie opisuje, dzieją się zupełnie niezależnie od ludzkiego obserwatora. Jednak podobnie jest – na przykład – z kolorem pomarańczowym. Dojrzała dynia nie jest ani czerwona, ani też żółta i jeśli zabraknie nam argumentów organoleptycznych, możemy dowieść tego za pomocą spektroskopu. Jednakże angielskie słowo „orange” nie odnosiło się wcale pierwotnie do koloru, a do nazwy rośliny, której owocem jest pomarańcza. Dopiero stąd powstał rzeczownik i przymiotnik, który opisywał barwę, podobną odcieniem do skórki tego cytrusa. Po dziś dzień osoby rude określa się z resztą w Wielkiej Brytanii mianem „redhead”, czyli czerwonogłowi, co ongiś wynikało z braku lepszego określenia na kolor ich włosów.
Języki narodowe pozwalają trafnie uchwycić interesujący nas fragment rzeczywistości, mimo że rzeczywistość nie jest w żadnym stopniu im poddana i potrafi raz na jakiś czas wylać się przez niezapełnioną dziurę w naszych słownikach.
Odkrywane przez nas rzeczy istniały przed nami – my nadajemy im tylko imiona
Matematycy nie bawią się z resztą w takie dociekania, jak to, czy zanim ukuto słowo „pomarańczowy”, liczba pomarańczowych obiektów na świecie wynosiła zero. Do ich zadań należy działanie na przyjętych bez udowadniania założeniach, czyli aprioryzmach, takich jak to, że jeden plus jeden daje dwa. Jeśli zaś dodamy dwa do dwóch, otrzymamy cztery, a jeśli zrobimy to dwa razy – sześć. Aby ułatwić sobie sprawę, takie wielokrotne dodawanie tych samych liczb nazwaliśmy mnożeniem, a następnie opisaliśmy potęgowanie, czyli wielokrotne mnożenie. Za pomocą pojedynczych wartości i działań, stworzyliśmy bardzo złożony system, który miał na celu dokładne odwzorowywanie rzeczywistości, im dalej zaś odkrywaliśmy rzeczywistość, tym bardziej złożonych potrzebowaliśmy działań. Mimo to wciąż pozostaliśmy zakorzenieni w trwałym przekonaniu, że wynikiem dodawania jedynki do jedynki w każdych warunkach pozostanie dwa.
Matematyka jest zatem „językiem” – wcale nie tak odmiennym od innych – mającym za zadanie sprawnie opisywać świat, który widzimy oraz mapować utworzone przez nas abstrakcyjne pojęcia na rzeczywistość. W ten sam sposób języki programowania umożliwiają nam opisywanie konceptów takich jak dodawanie, mnożenie, dzielenie etc. Programując, informatycy zawierają w swoim kodzie prawa logiki, ujarzmiają, a następnie – niczym na krośnie – splatają w dzieło, w którym pojedyncza nić, czy też operacja ginie w ogólnym obrazie. Jest to tym bardziej spektakularne, że – podobnie jak w arrasie albo gobelinie – tysiące splecionych ze sobą nici tworzy miliony interakcji i sprawia, że czujemy się nieomal jakbyśmy obcowali z bardzo małym kawałkiem nieskończoności.
„Każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii”
Jednocześnie, jako ludzie, jesteśmy stworzeniami bardzo niecierpliwymi. W 2022 roku chociaż jedną książkę przeczytało około 44% Polaków, ale uzasadnionym jest twierdzić, że nawet w tej grupie mało kto przeczytałby od deski do deski książkę, która miałaby 1853 strony – tyle, co dokumentacja języka C++. I mówimy tu tylko o suchym opisie działania tego języka.
Gdyby ktoś postanowił opisać wszystkie możliwe jego zastosowania i interakcje pomiędzy konkretnymi elementami, taki „przewodnik” nie miałby dostrzegalnego końca. Dlatego, gdy zadajemy sobie pytanie, jak dokładnie działa – powiedzmy – wyprowadzenie ataku mieczem w Wiedźminie 3, stajemy nad monstrualną przepaścią wiedzy, gdzie na jednym końcu jest działająca gra, a na drugim takie podstawowe pojęcia jak „liczba całkowita”,Zaś pomiędzy nimi znajduje się nie tylko sam język programowania, ale również zbudowany na nim silnik graficzny, a oprócz tego jeszcze wiele innych struktur, których prześledzenie wymaga zrozumienia tematu na poziomie głębszym, niż potrafi to większość informatyków. Skoro zaś ustaliliśmy, że zrozumienie samego języka programowania, który po latach rozwoju rozrósł się do niebosiężnych rozmiarów, jest syzyfową pracą, to pozostajemy na drugiej stronie przepaści, z efektem końcowym całej pracy włożonej w tę grę i nicią Ariadny prowadzącą donikąd.
„Każda technologia odróżnialna od magii jest niewystarczająco zaawansowana”
Dlatego też jesteśmy nieco rozczarowani, gdy magia w prozie fantastycznej okazuje się znacznie mniej skomplikowana niż zjawiska, z którymi obcujemy na co dzień – niemalże intuicyjna albo wręcz prostacka. W Star Wars z początku wiedzieliśmy tylko, jako aprioryzm, że istnieje siła zwana Mocą, oraz to, że efektem wyjściowym manipulacji nią jest telekineza, miotanie gromami oraz wpływanie na umysły innych istot. Moc była poznawczą otchłanią, tajemnicą czekającą na zbadanie, ale zarazem wymykającą się ludzkiemu pojmowaniu. Nic zatem dziwnego, że gdy producenci odpowiedzialni za sagę postanowili pozbyć się kartki z napisem „do późniejszego rozpatrzenia” na rzecz midichlorianów, z milionów gardeł wydobył się krzyk przerażenia, a potem nastała cisza.
„Wiedz, że tu wchodzi w grę to, co twoje plemię nazywa magią, chociaż ja niezupełnie pojmuje, co rozumiecie przez to określenie (…)”. Te słowa padają z ust Galadrieli do Sama i Froda, gdy przygotowuje ona swoje zwierciadło. Dlaczego jedna z najbardziej magicznych istot w Śródziemiu nie pojmuje, czym jest magia, podczas gdy maleńcy hobbici z prowincjonalnego Shire rozumieją ten termin niemalże instynktownie? Albo, czy informatyk zdaje sobie sprawę, że kod, który w tej chwili pisze, będzie częścią czegoś, co dla odbiorcy będzie się wydawać czarodziejską sztuczką? Zarówno elfy ze Śródziemia, jak i programiści z CDPR nie dostrzegają bowiem w swoich działaniach niczego cudownego – zbyt dobrze znają arkana swojej sztuki, by mogli się nią zachwycić, niczym dziecko patrzące na królika wyciągniętego z kapelusza.
Jednak Galadriela nie trzyma na podorędziu tablicy, na której mogłaby rozrysować hobbitom schemat działania swojego zwierciadła. Sam i Frodo nie dopytują też, czym więc są dla niej czary, ale zamiast tego zawieszają swoją wiarę, dają magii na siebie wpłynąć. Wierzą, że to, co widzą, jest prawdziwe, z tym samym przekonaniem, z jakim matematyk twierdzić będzie, że jeden plus jeden daje dwa. Być może zbędne tłumaczenie tylko zniszczyłyby ten efekt i obdarłoby Galadrielę z jej pięknej i przerażającej sylwetki władczyni magii? Tolkien nie silił się w swojej prozie na midichloriany – umyślnie pozostawił tu i ówdzie karteczki każące przejść nad cudami do porządku dziennego i dzięki temu uczynił je jeszcze bardziej cudownymi.
Dziś wielu pisarzy fantastyki próbuje obedrzeć magię z jej tajemniczości i zapisać w arkuszu Excela, zapominając jednak, że są jedynie ludźmi osamotnionymi w tworzeniu swojego świata. Podczas gdy większość języków programowania jest dostatecznie starych, aby legalnie kupić alkohol, a niektóre mogłyby nawet wysłać swoje dzieci na studia, autorzy fantastyki mają przed sobą około 40 lat aktywności zawodowej, dwie ręce do pisania i jedną jaźń, przeciwstawioną tysiącom jaźni odpowiedzialnych za rozwój tego czy innego języka informatycznego. Uzasadnionym jest twierdzić, że nie ważne jakby się starali, nie stworzą systemu, choć w połowie tak skomplikowanego i tajemniczego, jak C++ czy Java – a co za tym idzie, ich magia, której zasady tak skrzętnie opisywali, będzie możliwa do zrozumienia w ramach weekendowego kursu. Czy nie warto zatem porzucić daremne starania stworzenia systemu, który zdawać się będzie niemożliwą do pojęcia poznawczą otchłanią, a który blednie wobec tajemnicy działania mikroprocesora w kieszonkowym kalkulatorze?
Być może magia stanie się bardziej magiczna, gdy przestaniemy zamykać ją w ramach oraz zasadach i – podobnie jak Lovecraft – uznamy, że są na tym świecie rzeczy, których żaden śmiertelnik nie powinien zrozumieć.
Ten esej powstał dzięki inspiracji płynącej z filmu Why Magic Systems don’t feel Magical będącego dziełem Tale Foundry.
Zachęcam do zapoznania się z innymi niesamowitymi dziełami dostępnymi na tym kanale.