Festiwal Fantastyki 14.06.2024 Poznań
pl
GościeGuests Kup bilet

Czym nas straszą w popkulturze. Część druga: wilkołak

Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce, w zupełnie innym wszechświecie… za siedmioma morzami, za siedmioma górami i tam, gdzie diabeł mówi „dobranoc” rozpisywałam się o tym, skąd wzięły się wampiry oraz jak zmieniały się w popkulturze. Teraz nadszedł czas, by wziąć na tapet kolejną ze strasznych bestii, którymi z taką wprawą i zamiłowaniem straszą nas twórcy filmów, seriali oraz książek. Wilkołak, bo o nim mowa, jest w końcu tematem równie wdzięcznym (choć często zapchlonym i trącającym mokrym psem), co wspomniany krwiopijca.

Trudne życie naszych przodków

Trzeba przyznać, że nasi przodkowie nie mieli łatwego życia: przez całe miesiące musieli zamartwiać się tym, by zebrać dość zapasów na długą i często mroźną zimę. Walczyli z chorobami, mając w zanadrzu jedynie zioła i wypracowane przez znachorów metody (tak, tak, penicylina to zdecydowanie jeszcze nie ta bajka). Zmagali się z przyrodą i innymi przeciwnościami losu. A jakby tego było mało, często sen spędzały im niesnaski między plemionami lub, co gorsza, najazdy z zewnątrz.

W całej tej walce o przetrwanie nie wolno było zapomnieć również o istotach nie pochodzących z tego świata, potworach z mrocznych wierzeń budzących lęk zawsze wtedy, gdy zapadał zmrok. Wśród stworów, które przerażały naszych przodków niezaprzeczalny prym wiodły wampiry – nieumarłe stworzenia, których istnienie przeczyło prawom boskim oraz ludzkiej logice. Żywiły się krwią, polowały wtedy, gdy każdy szanujący się człowiek smacznie spał i pozostawał bezbronnym, a dodatkowo stać się nim można było na wiele różnych sposobów.

Trzeba jednak przyznać, że drugie miejsce (według psychologów podobno mniej satysfakcjonujące i cieszące od trzeciego stopnia podium – ot, taka ciekawostka) w wyścigu o miano najbardziej przerażającej bestii… zajmuje wilkołak.

O tak, nasi przodkowie zdecydowanie nie mieli łatwego życia, wymyślając sobie tak groźne potwory, prawda? No ale dobrze, zastanówmy się nad tym, czy to, co kiedyś przerażało naszych przodków i sprawiało, że nie wychodzili po zmroku z chałupy, w dzisiejszych czasach wzbudza jeszcze chociaż odrobinę niepokoju.

O co właściwie chodzi z tymi wilkami?

Zanim zajmiemy się tematem wilkołaków, warto przyjrzeć się tej połowie ich natury, która zdecydowanie jest mniej ludzka, a dużo bardziej zwierzęca oraz porośnięta futrem ( cały czas, a nie tylko w pełnię księżyca). W końcu, jak można śmiało podejrzewać, fascynacja wilkami odegrała u naszych przodków ogromną rolę w kreowaniu sobie kolejnego potwora.

Tak się składa, że wilki są jednymi z głównych europejskich drapieżników, na które swego czasu łatwo było trafić w lasach i puszczach – polują stadnie, w watahach liczących sobie nawet dwadzieścia osobników. Mają ściśle określoną hierarchię, na której szczycie znajduje się samiec i samica alfa, niżej zaś inne wilki, często młode z poprzednich miotów.

Wilki od początku były obecne w naszej kulturze. Od starożytności wzbudzały w ludziach jednocześnie lęk oraz podziw. Na ogół postrzegano je negatywnie, jako drapieżnika polującego w nocy, zabójcę lub wcielone zło, z drugiej zaś strony, podziwiano wilczą niezależność, siłę i wytrwałość. Stały się symbolem zarówno przebiegłości, jak i męstwa czy waleczności.

No dobra, to skąd te wilkołaki?

Nie da się ukryć, że przekonanie o istnieniu ludzi zdolnych do przemienienia się w wilki znane jest nie tylko w mitologii greckiej czy celtyckiej, ale także germańskiej oraz słowiańskiej. Zasadniczo motyw wilkołactwa (zwanego też lykantropią) należy do szerszego kręgu wierzeń, które związane są z możliwością transformacji człowieka w zwierzę (tak, zwykle drapieżne, kto by się spodziewał, prawda?).

Podania o ludziach zdolnych do przybierania postaci zwierzęcych występują właściwie jak świat długi i szeroki. W krajach skandynawskich ludzi mogli zmieniać się w niedźwiedzie, zaś w Afryce znane są podania o przemianie w lwa lub innego z wielkich kotów (bo przecież nikt nie chciałby zmienić się w zwykłego dachowca).

Jak stać się wilkołakiem?

W starożytności wierzono, że zamiana w wilka wiąże się ze złamaniem tabu kanibalizmu, a zatem klątwa lykantropii spada na tych, którzy dopuścili się przerażającego czynu i połasili się na ludzkie mięso. Zaś w średniowieczu pogląd ten ewoluował w nieco bardziej humanitarny – wilkołakami stawał się człowiek, który miał pecha podpaść jakiejś wiedźmie lub czarownikowi tak mocno, że rzucili na niego klątwę. Później wilkołactwo miało być efektem paktu z Szatanem.

Ale czy to wszystkie metody na obrośnięcie futrem i nabawienie się pcheł?

Jak łatwo się domyślić: nie. Wierzono, że zdolność przemiany może wiązać się także z ugryzieniem przez wilka lub innego wilkołaka (to drugie podejście z pewnością znane jest wszystkim fanom horrorów oraz takich seriali jak Supernatural). Wilkołakiem można się było również urodzić lub zostać nim z powodu niedopełnienia czegoś przy ceremonii chrzcin, co skutkowało tym, że nieszczęsne dziecko miało „pogańską duszę”, która ujawniała się… przemianą w wilka.

Człowiek w wilczej skórze

Natura wilkołaka w dużej mierze zależała od sposobu, w jaki nabawił się on swojej przypadłości. Jeśli mowa o lykantropach z urodzenia lub ugryzienia, to ich przemiana w futrzastą wersję siebie była czasowa i następowała przy okazji pełni, świąt lub na życzenie samego zainteresowanego, który był w stanie kontrolować swoją naturę (tak, tak, kłaniają się tutaj wilkołaki ze Zmierzchu). Z drugiej jednak strony wilkołak zrodzony lub zarażony poprzez ugryzienie był agresywny, napadał na zwierzęta oraz ludzi, a w trakcie swojej przemiany niewiele różnił się od bestii.

Natomiast w przypadku nieszczęśników obłożonych klątwą, ich przemiana była trwała i mogła zostać cofnięta jedynie przez osobę, która rzuciła czar. Nieszczęśnik za krzywdy (urojone bądź prawdziwe) wyrządzone czarownicy lub czarnoksiężnikowi pokutować musiał straszliwie, bowiem w tym wypadku w dużym stopniu zachowywał swoje człowieczeństwo, ludzki charakter oraz naturę. Siłą rzeczy był więc wilkiem mniej skorym do agresji i bestialskich zachowań, co zapewne nieszczególnie poprawiało jego sytuację.

Mój sąsiad jest wilkołakiem?!

Tym, co spędzało sen z powiek wielu osobom było odwieczne pytanie o to, jak rozpoznać, że w sąsiedztwie mieszka wilkołak. Otóż sprawa była szalenie prosta, a pewne cechy wilkołactwa były do zaobserwowania gołym okiem, nawet jeśli nasz podejrzany akurat chodził na dwóch nogach, nie miał ogona i paszczy najeżonej ostrymi zębiskami.

Cechami, które mogły świadczyć o tym, że nasz nielubiany sąsiad w trakcie pełni wyje do księżyca mogło być to, że był on porośnięty gęstym owłosieniem (na brzuchu, plecach oraz ramionach), a jego brwi były zrośnięte i gęste. Na jego niekorzyść przemawiał też zwierzęcy kształt kłów oraz zakończone szpiczasto uszy. A jeśli dodatkowo żył w odosobnieniu, będąc raczej pustelnikiem, gburem i introwertykiem, to już śmiało można być pewnym, że ma on coś za uszami. Gwoździem do trumny był fakt, że jego środkowy palec był tej samej długości, co wskazujący. W późniejszych czasach doszedł jeszcze kolejny punkt do tej listy: lęk przed srebrem oraz poświęconą ziemią.

Jeśli sąsiad miał kilka z powyższych cech, a dodatkowo często zapuszczał się w las, to nie pozostawało nic innego, jak złapać za widły i rozprawić się z potworem… póki był jeszcze w ludzkiej formie.

A jeśli dopuścimy do tego rozsądek i logikę?

Zastanawialiście się nad tym, co stanie się, gdy pewne przesądy, mity i podania przesiejemy przez ziarno rozsądku i ludzkiej logiki? Jak wiele wampira w wampirze i wilkołaka w wilkołaku? Ile zostanie nam z tego strasznego potwora, którym straszono nie tylko dzieci? Zobaczmy, w końcu nic nie stoi nam na przeszkodzie.

Niewykluczone jest bowiem, że tak zwana lykantropia mogła być najzwyklejszą chorobą psychiczną, gdy to sam chory rozpowiadał niestworzone rzeczy na temat swoich umiejętności, a wierząc w swoją demoniczną naturę na długo znikał w lesie. Istnieje również spora szansa na to, że agresywne zachowania ludzi po ugryzieniu przez wilki mogło wynikać z zarażenia się od tych zwierząt wścieklizną – chorobą śmiertelną, której objawami są między innymi: silne pobudzenie, niepokój ruchowy, zaburzenia mowy oraz omamy wzrokowe i słuchowe. W przebiegu wścieklizny pojawiają się także mimowolne skurcze mięśni, a także światłowstręt i wodowstręt (ten pierwszy mógł odpowiadać za ukrywaniem się w lesie, gdzie panował cień, zaś ten drugi za niechęć do święconej wody… bo była mokra).

 

A teraz… idę o zakład i stawiam perły przeciwko kamieniom, że nikt nie spodziewał się w tym artykule hiszpańskiej inkwizycji, prawda? No i wygrałam! Co prawda niekoniecznie w grę wchodzi konkretnie hiszpańska, ale nie da się ukryć, że także inkwizycja mogła dołożyć do wiary w wilkołactwo swoje trzy miedziaki – kobiety podejrzane o czarostwo często na torturach przyznawały się do umiejętności przemiany w wilka.

Wychodzi więc na to, że nie taki wilkołak straszny, jak go malują?

Awatar autora

O autorze

Martyna Halbiniak

Twierdzi, że nie śpi, bo sen jest świetnym substytutem kawy dla ludzi, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Jest też zdania, że czekolada nie pyta - ona po prostu rozumie. Wieczna studentka z wrodzoną niechęcią do dorosłości, bo lubi się ze swoim wewnętrznym nerdem... tfu, dzieckiem. Z zapałem godnym lepszej sprawy przetwarza kawę na literki. Lubi rodzynki w serniczku i cynamon w jabłeczniku.