Dlaczego powinniśmy się cieszyć, że Hogwart nie istnieje? Największe błędy czarodziejskiej edukacji
Wraz z upływem sierpnia nieubłaganie zbliża się początek roku szkolnego. Wiele osób dostaje zimnych potów na samą myśl o kolejnych dziesięciu miesiącach udręki, inni natomiast cieszą się z tego, że mają już za sobą ten okres. Kres wakacji wiąże się z końcem namiastki wolności i dla znacznej liczby uczniów – z powrotem do szarej codzienności. Wśród „upupianych” (Gombrowicz się kłania) na pewno znaleźli się tacy, którzy wciąż mieli nadzieję, że może uda im się wyrwać ze szkolnych murów i trafić do znacznie ciekawszego miejsca. Wielu łudziło się, że trafi do nich zagubiona sowa z Hogwartu, która jakimś cudem nie trafiła w jedenaste urodziny. Pora jednak przestać żyć ułudą – Hogwart to najgorsza placówka edukacyjna w dziejach literatury, a polskie szkoły wyprzedzają ją o lata świetlne.
Hogwart jako przedsionek Azkabanu
Dawno temu ktoś wpadł na genialny pomysł stworzenia szkoły z internatem. Jak się czuliście, gdy spotkaliście po lekcjach któregoś ze swoich nauczycieli? Zapewne niezręcznie lub wręcz udawaliście, że wcale ich nie widzicie. To teraz wyobraźcie sobie, że musicie mieszkać w jednym budynku z całym gronem pedagogicznym. Na dodatek będziecie spędzali czas non-stop z tymi samymi uczniami – zajęcia, posiłki, spanie, dzień w dzień przez bite dziesięć miesięcy. Nawet najbardziej otwarta i socjalizująca się osoba miałaby dosyć. Kilka dni wolnego podczas Świąt to zdecydowanie za mało. Równie dobrze można by spędzić niemal rok w więzieniu.
Hogwart urywa od Internetu
Długie miesiące w absolutnym zamknięciu byłyby o wiele znośniejsze, gdyby świat czarodziejów nie był tak zacofany technologicznie. Za najbardziej zaawansowane przedmioty uchodzą gazety z ruchomymi zdjęciami i gadające obrazy. I one jednak prędko się znudzą, a powiedzenie „gadał dziad (lub baba) do obrazu, a obraz ani razu” po kilku tygodniach zamieni się w pobożne życzenie, zwłaszcza gdy będziecie chcieli odpocząć od szkolnego rozgardiaszu i hałasu.
Urządzenie elektroniczne natomiast, jak powszechnie wiadomo, nie działają w Szkole Magii i Czarodziejstwa. A nawet gdyby działały, Hogwart położony jest na takim odludziu, że o zasięgu można tam jedynie pomarzyć. Jeśli zaś chodzi o prasę, powszechnie wiadomo, że nie przekazuje ona informacji tak szybko jak Internet. To jest w tym wszystkich chyba najgorsze – niemal rok bez Facebooka, Youtube’a i dziesiątek memów z kotami. Jedynym łącznikiem ze światem zewnętrznym są sowy. Nawet nie tradycyjna poczta, a ptaki, które w każdej chwili mogą paść ofiarami większych drapieżników. Tajemnica korespondencji oczywiście jest zwykłą fikcją, gdyż każdy uczeń w Wielkiej Sali zobaczy, kto otrzymał jaką przesyłkę.
Zapomnij o spacerach!
Ktoś powie: „hej, przecież nie trzeba siedzieć cały czas w zamku!”. Niby nie, ale alternatywy są równie „ciekawe”. Hogsmeade, jedyną miejscowość w okolicy, trudno nazwać dużym ośrodkiem i po którejś wizycie z rzędu i odwiedzaniu tych samych miejsc łatwo o znudzenie. Co więcej, odwiedzić je można dopiero od trzeciego roku nauki, a więc pierwsze dwa lata to siedzenie na czterech literach i eksperymenty z eliksirami. Można też przejść się na spacer po terenach wokół Hogwartu. Zakazany Las z wilkołakami, olbrzymimi pająkami i wieloma innymi atrakcjami wydaje się odpowiednim miejscem na spędzanie wolnego czasu. Założyciele szkoły zdecydowanie nie błyszczeli pod kątem planowania. Jak mógł wyglądać dialog dotyczący ulokowania placówki:
- „Załóżmy szkołę w miejscu jak najbardziej oddalonym od wszelkich niebezpieczeństw, tak aby poskromić ciekawską naturę młodych czarodziejów”
- „PA NA TO, ALE FAJNE KRWIOŻERCZE STWORY SĄ W TYM LESIE! WALNIJMY SZKOŁĘ W POBLIŻU!!!!”
Wiadomo, że wilka ucznia ciągnie do lasu i innych miejsc, w których nie powinien przebywać, jednak przez setki lat nikt nie pomyślał nad tym faktem, a kolejne grona pedagogiczne wydawały się całkowicie zaskoczone różnej maści wypadkami. Tymczasem szanse na bliskie spotkanie ze zwierzęciem groźniejszym od wiewiórki w lesie lub parku nieopodal szkoły w Polsce są mniej więcej takie same jak na to, że Ministerstwo Magii zabierze się na poważnie za grubość denek w kociołkach.
Gdzie kończy się sens i logika, zaczyna się Hogwart
Założyciele Hogwartu wpadli również na genialny pomysł stworzenia schodów, które zmieniają kierunek. Jakie odpowiedzialne zadania wykonują schody? Otóż powinny prowadzić na górę lub w dół. Prostszej funkcji nie można już im przypisać. No cóż, jeśli coś można utrudnić, dlaczego by tego nie zrobić? Nie istnieje choćby jeden racjonalny argument przemawiający za istnieniem takiego bubla, no chyba że przetarg na ich wykonanie wygrała firma kolegi – dajmy na to – Salazara Slytherina. Przeciętny nastolatek często ma problem z porannym chodzeniem po zwykłych schodach, a co dopiero po takim diabelstwie. Gdyby jednak komuś udało się połapać w tym labiryncie, zawsze można zostać zaatakowanym przez jakiegoś potwora. Przecież szkoła to idealne miejsce na przechowywanie chociażby Bazyliszka, a pewnie jeszcze wiele innych żyjątek zostało ukrytych przez założycieli w szkolnych zakamarkach.
Niech żyją nauczyciele!
Swoją drogą gronu pedagogicznemu także można wiele zarzucić. Kolejne wypadki uczniów zbywano wzruszeniem ramion, a zasady bezpieczeństwa praktycznie wcale nie istniały. Ktoś się połamał na quidditchu? Poleży kilka miesięcy w szpitalu, na pewno w żaden sposób nie wpłynie to na jego zaległości i wyniki w nauce. To samo dotyczy nieudanych eksperymentów z eliksirami i opieki nad magicznymi zwierzętami. Bazyliszek kogoś zaatakował? Sprawdźmy, ile osób spotka nieszczęście zanim ktoś się zorientuje.
Czternastolatek startuje w Turnieju Trójmagicznym, choć stanowi to zagrożenie dla jego zdrowia i życia? Sorry, wycofanie go jest sprzeczne z zasadami, które z kolei przeczą zdrowemu rozsądkowi, więc trzeba go narażać. Duchy przechadzające się samopas po korytarzach i przechodzący nie tylko przez ściany, ale też przez uczniów to kolejny problem. Dziesiątki zmarłych pałętających się po szkole mogą spowodować mnóstwo traum wśród niczego niespodziewających się dzieciaków. Nauczyciel nie ma żadnych kwalifikacji do wykonywania zawodu, ale jest przyjacielem dyrektora lub wydaje się miły? Umowa o pracę już czeka, możesz nawet w międzyczasie umrzeć. Dlatego tytuł Ojca Roku powinien trafić do rąk Lucjusza Malfoya, który jako jedyny interesował się wydarzeniami w Hogwarcie i chciał ukrócić wszelkie nieprawidłowości i kolesiostwo.
Sowa może zostawić awizo
Nadal czekacie na swoją sowę z Hogwartu? Pora skończyć z marzeniami. Gdyby taka szkoła istniała w rzeczywistości, zostałaby zamknięta na cztery spusty po tygodniu funkcjonowania. O ile ktoś w ogóle zgodziłby się na jej otwarcie. Wiele można zarzucić polskiemu systemowi kształcenia, ale mimo wszystko nie dochodzi w nim aż to takich nieprawidłowości. Gdyby Hogwart powstał w czasach starożytnych Rzymian, Kato Starszy zacząłby optować za zburzeniem jego zamiast Kartaginy. A może jednak tak bardzo nie lubicie swojej szkoły, że mimo wszystko do tej pory łudzicie się, że sowa do Was dotrze? Dajcie znać w komentarzach!
Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z naszymi wpisami na blogu!