Choreomania, czyli tanecznym krokiem ku śmierci
W filmie „Batman” grany przez Jacka Nicholsona Joker zwykł pytać „czy tańczyłeś kiedyś z diabłem w bladym świetle księżyca?”. Okazuje się, że kilkaset lat temu mógłby uzyskać na to pytanie odpowiedź twierdzącą. Dzisiejszy wpis dotyczyć będzie jednego z najdziwniejszych fenomenów czasów średniowiecza, renesansu, a nawet baroku, o którego pochodzeniu do dziś niewiele wiadomo. Czym była choreomania zwana również tańcami świętego Wita?
W obecnych czasach taniec nie jest niczym niezwykłym czy oburzającym. Sporo osób chodzi na różnego rodzaju treningi, jeszcze więcej pląsa sobie przy każdej nadarzającej się okazji, nawet przy sprzątaniu. Dzięki wynalazkowi słuchawek można nawet pobujać się w miejscach publicznych, a postronni świadkowie nierzadko zachodzą w głowę, do jakiej melodii taki delikwent tańcuje. Zaowocowało to nawet wydarzeniami w stylu silent disco. Takie silent disco istniało jednak również w wiekach średnich. I to pomimo faktu, że do wynalezienia słuchawek było jeszcze bardzo daleko.
Czym jest choreomania?
Choreomania – bo o niej mowa – to taneczna mania, która występowała w Europie przez dziesięć wieków. Pierwsze jej przypadki odnotowano już w wieku siódmym, ostatnie w siedemnastym. Zazwyczaj jej objawy były podobne – zaczynało się od jednego tańczącego człowieka, czasem od kilku, i rozprzestrzeniało się to na coraz to większą liczbę nieszczęśników. Zdarzało się, iż mania dotykała jedną dzielnicę, lecz czasem zapadały na nią miasto lub nawet kilka miejscowości. Potrafiła ona trwać nawet kilka miesięcy i doprowadzić nawet cierpiących na nią ludzi do śmierci. Zarażeni często przemieszczali się z jednej miejscowości do innych, w efekcie czego nietrudno było się natknąć na roztańczoną „pielgrzymkę”.
Oprócz dość oczywistych nazw, jak taneczna mania lub taneczna plaga, występuje również taniec św. Jana oraz taniec św. Wita. Według ówczesnych wierzeń to właśnie ci święci mieli zrzucać klątwy na nieszczęsnych „tancerzy”, którzy mogli zostać uzdrowieni jedynie przez modlitwę do rzeczonych panów. W efekcie częsty cel wypraw chorych stanowiły miejsca kultu św. Jana Chrzciciela bądź św. Wita. Bardziej oficjalna nazwa, czyli właśnie taneczna mania, została wymyślona przez Paracelsusa, słynnego szwajcarskiego lekarza żyjącego na przełomie średniowiecza i renesansu.
Znane przypadki bez potwierdzenia
Wśród najczęściej wymienianych przypadków wymienia się Akwizgran, opanowany przez manię w 1374 roku, a także Strasburg, który padł ofiarą w 1518 roku. Są to zdecydowanie najlepiej opisane i zachowane relacje, jednak podobne sytuacje, jak już wspomniano, pojawiały się wcześniej. Do najwcześniej występujących opisów należy ten 1020 w niemieckim mieście Berenburg – wówczas w Wigilię Bożego Narodzenia 18 osób swoimi opętańczymi tańcami przeszkodziło w przeprowadzeniu mszy.
Również z Niemiec pochodzi inna popularna historia o choreomanii. W 1237 roku grupa tancerzy, tym razem dzieci, miała przejść tanecznym krokiem z Erfurtu do Arnstadt. Oba miasta dzieli około 20 kilometrów, a więc jest to całkiem znaczny dystans dla kogoś w tym wieku. Inne wersje mówią, iż ta osobliwa pielgrzymka kierowała się w stronę Hameln. W tym przypadku jednak dystans jest niemal dziesięciokrotnie większy. Podanie to stało się jedną z inspiracji dla braci Grimm i ich baśni o Fleciście z Hameln.
W tragiczny sposób według podań zakończyła się inna taneczna plaga z XIII wieku. W 1278 roku ponad 200 pogrążonych w manii osób weszło na most znajdujący się na rzece Mozie w holenderskim Maastricht. Przeprawa nie wytrzymała takiego obciążenia, zapadając się pod nieszczęśnikami. Ci, którzy przeżyli, zostali później umieszczeni w kaplicy św. Wita, gdzie powrócili do zdrowia. Do tej pory jednak istnieją spory co do autentyczności tych zdarzeń.
Prawdziwe przypadki tanecznej manii
Prawdziwe zatrzęsienie choreomanii miało miejsce w XIV wieku. Te wydarzenia są już udokumentowane. W latach 70. tamtego wieku opanowane przez chorobę zostały miasta w Niemczech, Belgii, Holandii i Francji. Ogniskiem epidemii był Akwizgran (Aachen). Przez kilka miesięcy w kolejnych miejscowościach pogranicza niemiecko-francuskiego oraz Beneluksu tańczyły tysiące ludzi, którzy po pewnym czasie padali z wycieńczenia.
Jednak najbardziej znany przypadek choreomanii pochodzi z 1518 roku, czyli sprzed równo pół tysiąclecia. Wówczas to w Strasburgu kobieta o nazwisku Troffea rozpoczęła swój taniec na ulicach miasta. Po upływie około miesiąca podobnych przypadków było ponad 400. Głównymi przyczynami śmierci wśród uczestników były zawały serca, udary i wycieńczenie, co należy uznać za dość naturalne w przypadku długotrwałej i intensywnej aktywności w lipcowym upale. Wśród metod leczenia najpopularniejszą stanowiło wcale nie upuszczanie krwi (w ówczesnych czasach dobre na wszystko), lecz zachęcanie nieszczęśników do dalszego tańca. Władze miasta zbudowały wręcz scenę i zachęcały lokalnych muzyków do grania w celu utrzymania stanu rzeczy. Po pewnym czasie zwiększyło to jednak liczbę tańczących, gdyż do zarażonych zaczynali dołączać zwykli mieszkańcy.
Kolejne przypadki tanecznej manii następowały także w następnych latach, jednak były one znacznie rzadsze i nie tak dobrze opisane. Naukowcy do dziś nie są zgodni co do przyczyn tego zjawiska.
Podejrzany numer jeden
Głównym podejrzanym jest zatrucie sporyszem. Cóż to takiego? To pasożytniczy grzyb, który żeruje głównie na trawach i zbożach. W jego rozwoju pomaga rzecz jasna duża wilgotność Co ciekawe, najgłośniejsze przypadki, a więc Akwizgran i Strasburg, miały miejsce pod koniec czerwca lub na początku lipca. To właśnie wtedy deszcze są najbardziej obfite. W sporyszu znajduje się całkiem sporo alkaloidów. Jednym z nich jest ergotamina, będąca jednym z podstawowych składników LSD. Halucynacje często towarzyszące tańcom przywodzić mogą na myśl objawy zażycia tego specyfiku. Tę hipotezę podważa jednak fakt, iż przy zatruciu sporyszem występuje gangrena, o której w tekstach historycznych nie ma ani słowa. Nie tłumaczy to też niemal nadludzkiej wytrzymałości uczestników, którzy mogli tańczyć przez kilka dni bez żadnej przerwy. Choć z jeszcze innej strony znajdowali się oni w odmiennym stanie świadomości, a więc mogli nawet nie zdawać sobie sprawy ze swojego zmęczenia.
Inni winowajcy
Istnieją również teorie kładące nacisk na stan psychiczny ofiar. W tych czasach przez społeczeństwa przetaczały się kolejne zarazy, wojny czy katastrofy naturalne, z którymi nie umiano sobie wówczas tak skutecznie radzić. Nietrudno w takich warunkach o załamanie nerwowe. W efekcie część ludzi po prostu nie wytrzymywała obciążenia i z powodu wysokiego stresu i napięcia zaczynała zachowywać się niepoczytalnie. Często zdarzało się również, że część „tancerzy” dołączała do zarażonych z chęci naśladowania innych lub ze zwykłego strachu. Oznacza to, iż częściowo przyczyny tanecznej manii były społeczne. Kolejną grupę stanowią teorie dotyczące wpływu religii. Powodem mogły więc być różnego rodzaju pogańskie, czy wręcz demoniczne, kulty lub zjawiska religijnej ekstazy.
Poniżej fragmenty filmu „Paracelsus” wykorzystane przez zespół Death in Rome w coverze utworu „Dirty Diana” Michaela Jacksona
Winą obarcza się też chorobę zwaną pląsawicą. Kilka objawów pląsawicy Sydenhama pasuje objawami do choreomanii. Są to zaburzenia emocjonalne, przymus aktywności ruchowej i nadpobudliwość. Pojawiają się również ruchy pląsawicze. Choroba ta może trwać przez kilka miesięcy, jednak dotyczy ona wyłącznie dzieci. Istnieje również pląsawica Huntingtona, w której oprócz wymienionych wcześniej objawów występują również omamy.
Widać więc, że podanie jednoznacznego powodu nastręcza problemów. Choreomania pozostaje więc zjawiskiem z pogranicza legend i prawdy. Przez lata stanowiło ono jednak źródło inspiracji dla baśni, obrazów (zwłaszcza Pietera Breugela starszego i jego syna) czy filmów.
Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z naszymi wpisami na blogu!