Paradoksy podróży w czasie
Relację człowieka z czasem można by opisać na portalach społecznościowych jedynie jako “to skomplikowane”. Czas leczy nam rany, a my w zamian zabijamy go, kiedy nie bardzo mamy co robić – no czy to jest zdrowe ja się pytam? Możliwe jednak, że ten związek jest tak niestabilny wyłącznie dlatego, że my, człowieki, po prostu nie do końca wiemy, o co temu czasu – żeby nie powiedzieć czasowi – tak naprawdę chodzi. Nie znamy go za dobrze. Długo myśleliśmy, że on tak sobie biegnie prosto jak w mordę strzelił i było nam z tym całkiem spoko. Przyszli jednak fizycy z takim Einsteinem na czele i nagle okazało się, że czas być może wcale nie zmierza przed siebie tylko tańczy dziwną polkę z podskokami, stepowaniem i słowiańskim przykucem. I znowu wszystko się pokomplikowało – jak zawsze, kiedy do związku wepchnie się ktoś trzeci.
W każdym razie na początku trochę się ucieszyliśmy, że czas nie jest takim sztywniakiem, jak się wydawało, i potrafi zwinąć się w precel czy inną kajzerkę. Ale wiadomo, szybko zaczynają się rozkminy. To było nieuniknione, w końcu ktoś musiał powiedzieć: “wait, skoro on nie leci tak do przodu, to może można się do niego doczepić, jak będzie wracał, i zobaczyć jak ten czas wyglądał, kiedy był jeszcze niesfornym Czaskiem czy nawet całkiem małym Czasikiem? Albo śmignąć razem z nim na wycieczkę 100 lat naprzód, a potem wrócić do domu na obiad?”
Pomysł wydawał się obiecujący i wiele osób zajęło się nim na poważnie, ale znaleźli się też oczywiście sceptycy. Wiecie, to tacy ludzie, co na każdy pomysł powiedzą, że to bez sensu i że to się kupy nie trzyma. Oni wymyślili paradoksy ewentualnych podróży w czasie, starając się udowodnić, że nie ma co pakować kanapek na bitwę pod Grunwaldem, bo to się zwyczajnie nie uda. Ale czy te paradoksy naprawdę są nierozwiązywalne? Przyjrzyjmy się im nieco bliżej.
Błędne kółko historii – pętla przyczynowości
Życie boleśnie uczy nas, że każde nasze działanie ma swój skutek. Jak przesadzicie z napojami procentowymi, to będziecie mieć kaca dzień później. Jak się nie ubierzecie ciepło zimą, to zmarzniecie. Jak ktoś w Chinach zje nietoperza, to nie odbędzie się Pyrkon w 2020 roku. Proste, naturalne i przewidywalne. Podróże w czasie mogłyby nam tu jednak nieźle namieszać, no bo co jeśli nie byłoby żadnego skutku tylko same przyczyny? Pokażmy to na przykładzie. Powiedzmy, że jesteś superfanem Bohemian Rhapsody, znasz tekst na pamięć, a melodię zgadujesz po jednej nutce. Przenosisz się w przeszłość, uderzasz do Freddy’ego Merkurego i mówisz do niego: “słuchaj, stary, mam dla Ciebie zajebisty kawałek, bierz jak swój”. I Freddy słucha Bohemian, mówi, że istotnie zajebiste i zaczyna to grać na koncertach. To… kto jest autorem utworu? Ty go nie napisałeś, ale Queen też nie. Z drugiej strony przyczyną tego, że w ogóle znasz tę piosenkę, jest to, że Freddy i chłopaki ją nagrali, ale przyczyną tego, że to zrobili, jest to, że Ty im ją pokazałeś. Wychodziłoby więc, że utwór pojawił się gdzieś w tym czasowym bałaganie zupełnie samoistnie i niespodziewanie niczym wszyscy Twoi znajomi, gdy tylko otworzysz paczkę chipsów.
Życie boleśnie uczy nas, że każde nasze działanie ma swój skutek. Jak przesadzicie z napojami procentowymi, to będziecie mieć kaca dzień później. Jak się nie ubierzecie ciepło zimą, to zmarzniecie. Jak ktoś w Chinach zje nietoperza, to nie odbędzie się Pyrkon w 2020 roku. Proste, naturalne i przewidywalne. Podróże w czasie mogłyby nam tu jednak nieźle namieszać, no bo co jeśli nie byłoby żadnego skutku tylko same przyczyny? Pokażmy to na przykładzie. Powiedzmy, że jesteś superfanem Bohemian Rhapsody, znasz tekst na pamięć, a melodię zgadujesz po jednej nutce. Przenosisz się w przeszłość, uderzasz do Freddy’ego Merkurego i mówisz do niego: “słuchaj, stary, mam dla Ciebie zajebisty kawałek, bierz jak swój”. I Freddy słucha Bohemian, mówi, że istotnie zajebiste i zaczyna to grać na koncertach. To… kto jest autorem utworu? Ty go nie napisałeś, ale Queen też nie. Z drugiej strony przyczyną tego, że w ogóle znasz tę piosenkę, jest to, że Freddy i chłopaki ją nagrali, ale przyczyną tego, że to zrobili, jest to, że Ty im ją pokazałeś. Wychodziłoby więc, że utwór pojawił się gdzieś w tym czasowym bałaganie zupełnie samoistnie i niespodziewanie niczym wszyscy Twoi znajomi, gdy tylko otworzysz paczkę chipsów.
Brzmi to jak coś totalnie szalonego, no nie? Nie umiemy tego ogarnąć, bo brakuje nam w tym wszystkim pierwszej praprzyczyny, matki wszystkich przyczyn, od której… cóż, zaczęło się dziać. Niektórzy naukowcy dowodzą jednak, że niepotrzebnie czujemy się z tego powodu nieswojo. No bo weźmy sobie zwykły łańcuch przyczynowy. Idziecie do kumpla, więc pijecie piwo, pijecie piwo, więc odwadniacie organizm, odwadniacie organizm, więc źle się czujecie następnego dnia. Wszystko pasuje, ale co tak naprawdę było pierwszą przyczyną kaca? Przecież na to, że poszliście do kumpla też coś wpłynęło. Może po prostu mieliście remont na chacie i nie chcieliście tam siedzieć. Ale sam remont też przecież raczej robi się z jakiegoś powodu, więc co, ostatecznie należy uznać, że przyczyną kaca-giganta jest Wielki Wybuch? Dlatego czas możemy porównać na przykład do łańcucha rowerowego – tylko jeśli czas jest liniowy, łańcuch jest zerwany, a jeśli nieliniowy – radośnie śmiga w kółko.
Zabity deskami czy czasem? – paradoks dziadka
Paradoks dziadka to taka Moda na sukces w wersji dla fizyków. Różni tacy sceptycy mówią, że koncepcja podróży w czasie jest, no, może nie od razu głupia, ale co najmniej trochę gapowata i nierozgarnięta, bo takie wycieczki mogłyby powodować, że sami byśmy się nie urodzili. No bo lecicie sobie do przeszłości, wpadacie na swojego dziadka jak był młody i szalony, a że jesteście niezrównoważeni psychicznie, to stwierdzacie, że dobrym pomysłem będzie przyłożyć mu deską w łeb. W ten sposób nie rodzi się Wasz ojciec czy tam Wasza matka, więc i Wy się nie rodzicie. Ale skoro się nie rodzicie, to przecież nie ma kto cofnąć się w czasie i zabić dziadka. Ergo dziadek żyje, ergo Wy się rodzicie i cofacie się w czasie, żeby zabić dziadka, i nie rodzi się Wasz ojciec czy tam Wasza… czaicie, w czym tkwi problem?
Na to człowieki znalazły kilka rozwiązań. Pierwsze z nich jest takie, że nawet jeśli cofniecie się w przeszłość z mocnym postanowieniem zabicia dziadka, to Wam się to nie uda. Bo wszechświat po prostu nie pozwala robić u siebie na chacie takich głupot. Czyli że podróże w czasie mogą być możliwe, ale zmienianie czegokolwiek w przeszłości już nie. Możecie sobie próbować, ale i tak zdarzy się coś, co sprawi, że sprawy pójdą sobie takim torem, jakim poszły. Ale rozwiązanie może być jeszcze inne. Możecie cofnąć się w czasie i zabić dziadka, ale wtedy tworzy się oddzielna linia czasowa, co skutkuje tym, że się nie narodzicie, ale w jakiejś równoległej rzeczywistości. Wniosek? Śmiało można zabijać protoplastów bez strachu o własne życie, aczkolwiek nie róbcie tego, bo to niegrzeczne i nieestetyczne.
Gdzie oni wszyscy są, jak ich nie ma? – paradoks Fermiego
Pozostaje jeszcze zawsze modny argument o treści: “hej, skoro podróże w czasie są możliwe, to gdzie są ci wszyscy nasi prawnukowie robiący za turystów z przyszłości? Czemu żaden człowiek z 2743 roku nie cyka nam fotek niczym interesującym skamielinom?”. Stephen Hawking zrobił nawet kiedyś eksperyment, który miał dowieść, że podróże w czasie nie są możliwe. Mianowicie urządził przyjęcie, takie z balonami i w ogóle, posiedział sobie na nim, a następnego dnia publicznie wystosował na nie zaproszenie dla wszystkich podróżników w czasie. Nikt nie przybył, więc niby możliwości są dwie – albo nasi potomkowie mają ogromną awersję do balonów, albo nie umieją w podróżowanie w czasie.
Temat jednak nie jest zamknięty, a przynajmniej tak twierdzą niektórzy. Bo po pierwsze to, że coś się nie wydarzyło, jest słabym argumentem na to, że nie mogło się wydarzyć. No poważnie, jestem pewna, że nigdy nie wdarłam się do mieszkania sąsiadów, żeby zatańczyć u nich w salonie krakowiaka, ale czy to oznacza, że nie potrafiłabym tego zrobić? Stawiam, że dotarłabym co najmniej do połowy układu, zanim przyjechaliby po mnie mili panowie z kaftanem bezpieczeństwa. A poza tym – skąd w zasadzie wiemy, że nie ma wśród nas przybyszów z przyszłości? Przez maseczki g… widać. A tak serio to oni mogą wcale nie chcieć się ujawniać, żeby nie narobić bałaganu w przeszłości. Nie jest powiedziane, że jeśli podróże w czasie istnieją, to są dostępne dla wszystkich. Mogą być trzymane tylko na wyjątkowe okazje i stosowane z największą ostrożnością. No a w ogóle to umówmy się, gdyby przyszedł nagle jakiś człowiek z tekstem “jestem z przyszłości” to pewnie od jednej połowy społeczeństwa usłyszałby coś w stylu: “taaa a ja z Asgardu”, a od drugiej: “fajnie, to jakaś wieś na Podlasiu?”. Więc w zasadzie czy możemy być pewni, że ta dziewczyna, którą mijamy na pasach, albo ten chłopak, który czeka razem z nami na przystanku, już się urodzili?
Czy więc podróże w czasie istnieją? Mogę z całym przekonaniem, czystym sumieniem, ręką na sercu i nogą na wątrobie powiedzieć: kto wie? Ale jako koncepcja brzmią całkiem fajnie, więc co nam szkodzi w nie uwierzyć?