PostPyrkon, czyli przydługi wpis o tym, jak to u nas było
Dawno, dawno temu, może nie w odległej galaktyce, ale za to w rozległych przestrzeniach wielkiego labiryntu, który szamani i druidzi zwą Międzynarodowymi Targami Poznańskimi, pojawił się Pyrkon. Był to stwór wielki i potężny, który powziął misję ciężką i niebezpieczną – misję, by odnaleźć ich wszystkich, by wszystkich zgromadzić i w przyjaźni związać w krainie, gdzie magia szaleje. Zgromadził więc tam nie-tak-tajne stowarzyszenia Księgolubców, Filmoświrów, Mangoentuzjastów, Groznawców i wielu innych, którzy nieustannie przyjmowali do swych gildii nowych czeladników i z radością w sercach witali wszystkich dzielnych poszukiwaczy fantastyki i strudzonych wędrowców.
Brzmi ładnie? Też nam się podoba i już myślimy, jak pięknie wyglądałoby to w eleganckiej książeczce ilustrowanej, ale nie czarujmy się, tak naprawdę wyglądało to trochę inaczej. Pyrkon to w końcu nie głupie wymachiwanie różdżką i sam się nie tworzy. Więc jak naprawdę my – organizatorzy – oraz wy – nasi ukochani i nieocenieni gżdacze i uczestnicy – zrobiliśmy razem ten Pyrkon?
Szara eminencja Pyrkonu, czyli o kluczowych elementach
Jeśli podczas swojej wizyty na Targach zawitaliście chociażby do pawilonu 15., pewnie macie swoje podejrzenia, jak się tworzy Pyrkon. Prawdopodobnie jesteście przekonani, że powstaje on z szarego papieru i taśmy. Jest to prawda w 98 procentach. Jednak to nie wszystko. Tak naprawdę Pyrkon to bardzo skomplikowany eliksir.
Każdy dobry eliksir wymaga zaś kilku elementów. Wiecie, kociołek, składniki, magia, takie tam podstawowe rzeczy. Dlatego właśnie, gdy przyszliście wcześniej przed Targi i czekaliście na otwarcie bramek, niektórzy mogliby stwierdzić, że przez chwilę na chodniku zrobił się niezły kocioł 😀 W pozytywnym sensie. Już przed wejściem poznawaliście nowych znajomych, zarażaliście ludzi mnóstwem pozytywnej energii i generalnie zbieraliście drużynę.
A pozytywna energia jest najważniejsza, dlatego to Wy, uczestnicy, jesteście bazą eliksiru zwanego Pyrkon, bez której naprawdę nic by się nie udało. I trzeba przyznać, że jesteście w tym znakomici! Jesteście barwni, uśmiechnięci i pozytywnie zakręceni. Kogo wśród Was nie było! Jednorożce spacerowały dziarsko pomiędzy Lordami Vaderami. Superbohaterowie rozmawiali miło z superzłoczyńcami (zapewne wyjaśniając sobie różnice poglądowe). Wikingowie przeplatali się w halach z żołnierzami napoleońskimi i husarzami, a nawet pewną bardzo szczęśliwą kurą i dinozaurem, a Loki w obu wersjach płciowych doskonale dogadywał się z wszystkimi Thorami i Helami. Mieliście świetne kostiumy, naprawdę zrobiliście się na bóstwo 😀
Ciągle było ciemno, czyli jeszcze więcej o Was
Jak zwykle byliście też dla siebie nawzajem i dla organizatorów niesamowicie mili. Serio, jesteście najlepsi, przygarnialiście nowych przyjaciół, pomagaliście innym, klaskaliście we wszystkich strategicznych momentach (również w pawilonie gastronomicznym, kiedy wyjątkowo ucieszył Was jakiś posiłek). Udzielaliście też sobie przyjacielskich ostrzeżeń („zaraz będzie ciemno”) oraz życzliwych rad („zamknij się”). Byliście też niesamowicie troskliwi w stosunku do naszych gości! W trosce o to, by nie chodzili głodni, w widocznej niepewności, jak też my ich karmimy, na wszelki wypadek podarowaliście Patricii Briggs paczkę ciastek, a Grahamowi Mastertonowi słoik ogórków (wśród organizatorów nadal trwają spory, czy były to ogórki kiszone, czy konserwowe).
Biegi na orientację – w terenie i w programie
Powiem Wam, że byliście też bardzo zorientowani! Muszę przyznać, że specjalnie poszłam do Strefy Fabularnej, by przekonać się, czy idąc na prelekcję „Jak zrobić sobie dobrze?”, naprawdę wiedzieliście, na co idziecie. I większość z Was wiedziała! Razem wysłuchaliśmy, co jest ważne, by udała nam się sesja rpg, i jak się do niej odpowiednio przygotować.
W Games Roomie nawet późno w nocy siedzieliście ze znajomymi przy plaszówkach, a sądząc bo liczbie tych zielonych kropek widocznych z antresoli, stale przemieszczających się po hali, wolontariusze dbali o to, byście wszyscy wiedzieli, jak grać. Tłumnie odwiedziliście też pawilon 6. i graliście w gry elektroniczne. Widziałam, że sporo z Was z nostalgią przypominało sobie Mario i inne gry retro. Część z Was nawet grała na bongosach w rytm gry muzycznej (czego trochę Wam zazdroszczę), a inni z zapałem i skupieniem, brali udział w turniejach. Wyglądało na to, że świetnie się bawiliście. Mam rację?
Oprócz tego tańczyliście, gdzie się dało, i pokazywaliście, że da się praktycznie wszędzie. I w każdym kostiumie. Na warsztatach tańców szkockich, irlandzkich i dawnych (zwanych też gdzieś w tłumie nauką klaskania dla opornych), w pocie czoła poznawaliście kroki i po jakimś czasie wyglądaliście, jakbyście serio wiedzieli, co macie robić. Uczyliście się walczyć wszystkim, co Wam w ręce wpadło. Byliście w strefie Nerf, łapaliście za łuki i miecze i szło Wam naprawdę świetnie! Wasze starcia z łukami w dłoniach wyglądały bardzo efektownie. (Ciekawostka: Robin Hobb – gość Bloku Literackiego – uznała, że Polska to bardzo bezpieczny kraj. Trudno powiedzieć, gdzie do tej pory przebywała, jeśli ludzie z bronią wszelkiego rodzaju zrobili na niej takie wrażenie, ale to urocze i Wy to, nie chwaląc Was, sprawiliście.)
Z chęcią malowaliście też figurki do gier bitewnych i powiem Wam, że tak skupionych ludzi jak Wy jeszcze nie widziałam. Tworzyliście swoje dzieła z ogromnym spokojem i to Wy byliście odpowiedzialni za precyzję tak potrzebną przy tworzeniu działającego eliksiru.
Nie rozpraszały Was nawet rozstawione dookoła wystawy, a one naprawdę były znakomite i również przyciągnęły tłumy odwiedzających. One były odpowiedzialne za stronę wizualną eliksiru. Wiecie, żeby nie odstraszał i żeby chciało się go wypić. Były niesamowite zdjęcia i obrazy, były gadżety ze Star Wars i Star Treka, Transformery i przepiękne stroje. A kto z Was wracał wspomnieniami do dzieciństwa i próbował przypomnieć sobie imiona wszystkich wystawionych na wystawie Pokemonów?
Tłumnie odwiedzaliście też fantastyczne wioski, w których siedzieli Wikingowie, elfy, ocaleni z apokalipsy, Kitowcy, Naruto z kumplami i wiele innych barwnych postaci. I nie oszukujmy się, oni w eliksirze byli po to, żeby w odpowiednim momencie zamieszać. Tam ciągle coś się działo. Odbywały się walki i pokazy, a Wy mogliście dorobić się tatuażu, poprosić o zaplecenie włosów albo po prostu posiedzieć i dowiedzieć się więcej na temat mieszkańców wiosek.
Orientalnego smaczku naszemu eliksirowi dodał Blok Fantastyki Dalekowschodniej. Tam nie tylko przychodziliście przebrani za znane i kochane postaci z mang i anime i słuchaliście prelekcji. Tam najprawdopodobniej następowało też jakieś poważne zderzenie umysłów ścisłych z artystycznymi duszami. W oczekiwaniu na prelekcje na szarym papierze, którym obklejone były ściany, rysowaliście postaci z mang i szablozębne króliczki, ale też wykonywaliście skomplikowane działania matematyczne i zachęcaliście do tego innych, zostawiając dla nich zadania.
Byliście także w Krainie Wystawców. Ufff, mam roboczą teorię, że tam działało jakieś pole magnetyczne, które było w stanie człowieka wciągnąć nawet za guzik od jeansów. W każdym razie tam przez cały czas wrzała praca, więc mieliśmy pewność, że eliksir nie będzie niedogotowany. No i ileż tam było rzeczy! Jeśli ktoś z Was wszedł tam i kupił tylko to, co zamierzał kupić, oficjalnie przyznaję Wam Order Dzielnego Konsumenta Roku. W większości wychodziliście z rzeczami, o których istnieniu nie mieliście pojęcia, ale w zasadzie są Wam niezbędne do życia. Dokładnie jak mówił Epic Voice Guy w zapowiedzi.
Fundamentalne pytania, panele, ścianki i inne materiały budowlano-wykończeniowe, czyli o gościach
Wyrazistości naszemu eliksirowi dostarczyli niesamowici goście. I okazało się, że to była doskonała kompozycja. Byliście może na panelu z pisarzami zagranicznymi? Oni nie potrzebują żadnych moderatorów! Patricia Briggs, Robin Hobb, Orson Scott Card, Graham Masterton i Peter V. Brett potrafili świetnie ze sobą dyskutować, ale też żartować, docinać sobie nawzajem w niesamowicie uroczy sposób. I wiecie co? Naprawdę bardzo się dla Was starali. Card nie mógł dotrzeć na wyznaczoną godzinę przez opóźniony lot, ale przyjechał do Was prosto z lotniska, bez chwili odpoczynku, by dołączyć do panelu, w którym brał udział. Przyszedł też godzinę wcześniej na swój dyżur autografowy, by jak najwięcej z Was mogło dostać od niego podpis. Patricia Briggs bardzo chętnie chodziła po całym konwencie i rozdawała autografy również poza dyżurami. A wiecie, co zrobił Brett? Na swoim dyżurze autografowym siedział tak długo, dopóki nie podpisał książki ostatniemu przybyłemu fanowi! Strach myśleć, ile czasu tam spędził. Bardzo spodobał mu się też polski język i zaopatrzył się nawet w koszulkę z trudnymi polskimi słowami.
Polskiego uczył się także Jesse Cox, o czym wiedzą wszyscy uczestnicy panelu Online Entertainment, w którym Jesse rozmawiał z Felicią Day i Jonem Baileyem. Chętnie podzielił się swoją nową wiedzą z innymi, dzięki czemu teraz wszyscy nasi amerykańscy goście znają takie podstawowe polskie słowa jak „kupa” i „dupa”. Na panelu było mnóstwo śmiechu, posłuchaliśmy niesamowitych wcieleń głosowych Epic Voice Guya i dowiedzieliśmy się, ile razy Cox poznawał Felicię Day, ale były też poważniejsze momenty. Nasi goście zdradzili nam, co ich motywowało do robienia kariery i jaka jest według nich recepta na sukces (teraz już wiemy, że brak pieniędzy i desperacja to wszystko, o czym możemy marzyć, jeśli chcemy stać się sławni). Nie obyło się bez momentu grozy – poprosiliście Coxa o powtórzenie zdania „w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie”, co przez chwilę groziło poważnym zwichnięciem szczęki i pierwszym w historii złamaniem języka, ale ostatecznie nie musieliśmy wzywać medyków.
Równie dobrze bawiliście się na spotkaniach z polskimi gośćmi. Na spotkaniu z Grupą Filmową Darwin co chwila sala wybuchała salwami śmiechu. Słuchaliśmy, jak Marek Hucz i Jan Jurkowski piszą scenariusze, jak to było, kiedy zaczynali swoją youtubową karierę i co planują stworzyć w najbliższej przyszłości. Podzielili się też z nami złotą myślą i przytoczę ją Wam, a Wy potraktujcie ją jako losowo wybrany do relacji cytat z gościa lub prelegenta. Cytuję z pamięci, więc niedokładnie, ale brzmiało to mniej więcej tak: „jak się spędza dużo czasu razem, to głupie rzeczy przychodzą do głowy”. Przyznać się, ilu z Was pomyślało, że to kwintesencja Waszego pobytu na Pyrkonie? 😀
Ale nasi goście równie dobrze bawili się z nami. Zagraniczni goście Bloku Komiksowego chwalili atmosferę i zapowiadali, że chętnie przyjechaliby również za rok. Jesse Cox na Pyrkonie obchodził urodziny. Dostał tort i bawił się na przyjęciu razem z wolontariuszami. Felicia Day z zapałem zwiedzała konwent. Była zachwycona Blokiem Dziecięcym i zdradziła organizatorom, że chętnie przyprowadziłaby tam swoje własne dziecko. Nic dziwnego, dzieciaki bawiły się tam znakomicie. Prezentowały innym swoje kostiumy, oglądały pokazy, malowały i bawiły się w stworzonym z klocków i nimi wypełnionym domku. Duże zainteresowanie wzbudziła też strefa Playmobil. Dzieci miały w niej do dyspozycji zestawy klocków do zabawy oraz mogły oglądać ciekawe ruchome wystawy z Pogromców duchów i Jak wytresować smoka.
A tak w ogóle to na naszych gości można liczyć w każdej sprawie. Jakub Ćwiek zdradzał uczestnikom, jak spełniać swoje fanowskie marzenia, dzięki czemu teraz wszyscy już wiemy, jak spotkać Toma Hiddlestona, omijając ochroniarzy i kamery. Przy okazji dowiedzieliśmy się też, żeby nigdy nie powierzać Ćwiekowi rezerwacji naszych biletów lotniczych, jeśli nie chcemy nieoczekiwanie znaleźć się w Stambule. Pyrkon jednak ciągle bawi i uczy.
Gżdacze – pomarańczowi paladyni Pyrkonu
Oczywiście eliksir nie mógłby się udać bez absolutnie wspaniałych gżdaczy. Kiedy Niewyspany Org ledwo powłóczył nogami i zasypiał w dziwnych miejscach, tracąc z oczu bulgoczącą miksturę, Zabiegany Gżdacz był wciąż pełen energii, którą brał z jakichś niedostępnych dla Orga miejsc, do których wchodziło się tylko na ident gżdaczowy. To, co oni robili, to była prawdziwa magia. Zawsze pojawiali się, gdy byli potrzebni, zawsze dokładnie wiedzieli, jak pomóc, i wciąż byli gotowi na nowe wyzwania. A musicie wiedzieć, że obowiązki gżdaczy są czasem zupełnie nieoczekiwane. O tym, jak bardzo są niespodziewane, przekonał się na własnej skórze gżdacz dyżurujący w Sali Ziemi podczas występu Percivala. Bycie wciągniętym znienacka na scenę i dość nieoczekiwany występ przed blisko dwutysięczną publicznością to musi być wspomnienie na całe życie. Także wiecie, idąc na Pyrkon, bądźcie przygotowani na wszystko, a w ogóle to dajcie znać, jeśli ten gżdacz potrzebuje terapii 😀
Ale skoro już przy Percivalu jesteśmy, to odpocznijmy przy nim jeszcze przez chwilę. Byliście? Widzieliście? Słuchaliście? Jeśli tak, to wiecie, że było świetnie. Muzyka była naprawdę porywająca, a w połączeniu z doskonale zsynchronizowanymi światłami i taneczną grupą wspaniałych akrobatów robiła piorunujące wrażenie. Cały show był bardzo dobrze dopracowany, a choreografia zwalała z nóg (widzieliście tego pana z mieczem, którego koordynacja wprawiała w kompleksy?).
Jak sami wiecie najlepiej, składników tego niepowtarzalnego eliksiru było dużo, dużo więcej. Do tego stopnia dużo, że my, organizatorzy, co jakiś czas nerwowo spoglądaliśmy, kiedy coś wybuchnie nam prosto w twarz 😀 Ale ostatecznie jedyne, co wypaliło, to sama impreza. Sprawiliście, że wszystkie te z pozoru niepasujące do siebie składniki połączyły się w całość i doskonale ze sobą współgrały. I to jest prawdziwa magia. Powstał z tego naprawdę świetny eliksir o bardzo bogatej gamie smakowej, który, mam nadzieję, dostarczył nam wszystkim w ostatni weekend sporo szczęścia. Byliście naprawdę wspaniali. Zrobiliście tę imprezę. To dzięki Wam jesteśmy jedynym festiwalem z tak cudowną atmosferą. Widać było, że cieszycie się każdą minutą i to nam też dodawało energii. Mamy jej teraz tak wiele, że spokojnie starczy nam na zorganizowanie kolejnego Pyrkonu. Dzięki, że byliście, i mamy nadzieję, że widzimy się z Wami wszystkimi za rok. A teraz już definitywnie kończę, żebyście w duchu konwentowej jedności nie poradzili mi „zamknij się”. 🙂
Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z naszymi wpisami na blogu!