Za co lubimy Supernatural, czyli dlaczego serial ma to mityczne „coś”?
„To nie są czasy na półśrodki”, na pewno ktoś kiedyś już to powiedział, a teraz ja powtarzam, więc słowa te padły już z ust dwóch ktosiów. Cały Netflix obejrzany? Książkowe stosy wstydu zmniejszone do minimum? Ulubioną grę moglibyście przechodzić z zamkniętymi oczami? To oznacza, że zapewne czas na radykalne kroki i… obejrzenie jednej z najbardziej tasiemcowatych produkcji, jakie ujrzały światło dzienne. I nie, nie mówię (tym razem) o Modzie na sukces (chociaż słoik dżemu dla tego, kto ogarnia kim dla Ridge’a jest Brook).
Nie, żebym była złośliwa…
… bo nie jestem (a Supernatural bardzo lubię), sami musicie jednak przyznać, że serial liczący sobie prawie piętnaście sezonów, po około dwadzieścia odcinków każdy, jednak pretenduje do miana telewizyjnego never ending story, prawda? Tym bardziej, że już brakuje palców jednej ręki, aby zliczyć ile razy „ten sezon będzie ostatnim”, za każdym bowiem razem twórcy – uginając się pod wpływem głosu rzeszy oddanych fanów – decydowali się na przedłużenie produkcji o kolejne przygody braci Winchester. W efekcie Nie z tego świata gości na małych ekranach od 13 września 2005 roku, zwykle bawiąc, czasem wzruszając, a raz czy dwa sprawiając, że nasza ręka gwałtownie spotka się z czołem. Jest jednak cała masa rzeczy, które przemawiają za tym, że Supernatural ma to „coś”.
Saving people, hunting things, the family business
Nic tak nie zabija nudy i monotonii codziennego życia, jak głębokie poczucie misji, ciekawe hobby i dochodowy rodzinny biznes, prawda? Pierwsze nadaje naszej egzystencji sens, drugie urozmaica te mityczne wolne chwile, które czasem podobno się zdarzają, a trzecie sprawia, że mamy fundusze na dalekie podróże po całym kraju. Tak przynajmniej wygląda teoria, bo w praktyce nie zawsze jest tak kolorowo. Zwłaszcza, gdy wszystkie te trzy aspekty sprowadzimy do jednego mianownika, jakim – przynajmniej w przypadku braci Winchester – jest zabijanie monstrów, które zagrażają ludziom, czyhając w ciemności na dogodny moment do ataku.
Świadomość, że świat wcale nie jest tak bezpiecznym miejscem, jak można sądzić, a potwór spod łóżka może być prawdziwy… potrafi skutecznie spędzić sen z powiek niejednemu twardzielowi. A San i Dean, w imię poczucia obowiązku, dzielnie stawiają czoła coraz to nowym zagrożeniom. Zaczyna się trzęsieniem ziemi (znaczy, żeby nie nadużywać słów Hitchcocka: z grubej rury), od żółtookiego demona, który stoi za śmiercią ich matki (i dziewczyny Sama), a później napięcie już tylko rośnie, w grę bowiem wchodzi uratowanie świata. Nie raz, nie dwa, a… dobre pół tuzina razy ludzkość jest w opałach, z których nie zdaje sobie sprawy. Trzeba przyznać, że twórcy mają nie lada wyobraźnie, kreując coraz to nowe niebezpieczeństwa, którym Winchesterowie muszą zapobiec, chociaż nikt im za to nie podziękuje.
Sól, żelazo i elektryk?
Czego tu nie ma? Są anioły i demony (nie tylko żółtookie, ale i cała masa czarnookich), są wampiry, zmiennokształtni, dżiny, nie zabraknie też duchów i wszelkiej maści upiorów, trafi się nawet prorok czy dwóch. Jeśli wciąż wam mało, to nie należy zapominać o smokach, wróżkach i całej tej magicznej menażerii, z którą zmierzą się bracia. Scenarzyści bowiem, bez cienia jakiejkolwiek krępacji, sięgają do niemal każdej kultury, by wyciągnąć z niej podania o tym, co może chcieć nas zeżreć, wykorzystać lub opętać. Mamy więc w kolejnych sezonach Supernatural przegląd morderczych potworów z całego świata, połączony z małym kompendium wiedzy na temat sposobów ich uśmiercania.
Jeśli zatem w waszym domu dzieją się dziwne rzeczy, to koniecznie pamiętajcie o tym, by mieć na podorędziu sól, żelazny pręt (lub pogrzebacz), święconą wodę oraz… elektryka. Jest to bowiem zestaw pierwszej pomocy przeciwko większości nieczystych bytów, które mogą czyhać na wasze życie lub duszę (ten elektryk zaś po to, by mieć pewność, że zwarcia w instalacji elektrycznej to nie zwykła usterka). W późniejszych sezonach sprawa nieco się komplikuje, bo nasz arsenał powinien zostać uzupełniony o wiedzę na temat konstruowania pułapek na demony, glifów odsyłających anioły tam, gdzie raki zimują i całej masy przedmiotów, ułatwiających przetrwanie. Najważniejszy jest jednak dostęp do informacji, więc pamiętajcie o stabilnym łączu internetowym.
W rodzinie siła?
Kiedy jedyną stabilną rzeczą w twoim życiu jest brak stabilizacji, a niemal każdą noc spędzasz w innym motelu lub na innym parkingu, nocując w aucie. Kiedy notorycznie jesteś w drodze, podróżując wzdłuż i wszerz kraju, a cały twój dobytek mieści się w bagażniku samochodu, który odziedziczyłeś po rodzicu. Kiedy niemal wszystkie relacje międzyludzkie, jakie udało ci się zbudować są czasowe i nic nie wskazuje na to, by miały przetrwać próbę odległości (i świadomość, że świat wcale nie jest bezpiecznym miejscem). Wtedy naprawdę docenisz to, że masz u boku rodzeństwo, które – często dosłownie – skoczy za tobą w piekielny ogień, by wyciągnąć cię za uszy z tarapatów, w jakie się wpakowałeś.
Jednak nie zawsze jest tak kolorowo, prawda? Czasem ma się ochotę trzasnąć bezdusznemu rodzeństwu, czy wysłać go na samo dno piekła, na dodatek w towarzystwie samego Lucyfera, by przypadkiem się nie nudzili. Ile można bowiem znosić to, że brat notorycznie ignoruje nasze rady i wiąże się z kobietą, która sprowadza go na manowce? Jak wiele przemilczanych spraw i nieprzegadanych traum można zdzierżyć, nim uznamy, że – tak bliski do tej pory – krewny zmienia się w obcego nam człowieka? Zdecydowanie Supernatural nie tylko potworami stoi, ale też relacjami między Samem i Deanem, którzy muszą poradzić sobie z ciężarem brzemienia, jakie dźwigają na barkach. Momentami bywa wzruszająco, chwilami głupota jednego lub drugiego przyprawia nas o podniesione ciśnienie, ostatecznie jednak kibicujemy im, by z każdego problemu wyszli obronną ręką.
Ten odcinek jest specjalny?
Ważne w Supernatural jest jednak to, że produkcja nie bierze siebie na poważnie, a twórcy nie serwują nam psychologicznego dramatu w nadnaturalnej otoczce (a przynajmniej nie tylko), jest to bowiem w dużej mierze komedia. Nie zabraknie więc odcinków, w których scenarzyści sięgną po znane klisze, ogrywając je na mało poważny sposób, czym zdecydowanie zaskarbiają sobie sympatię rzeszy fanów. Znajdą się zatem radosne okrzyki „I’m Batman”, czy epizody, gdy Sam i Dean przeniosą się do świata, w którym grają aktorów, grających Sama i Deana, a ich przygody to nic innego, jak kolejny epizod serialu.
Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z naszymi wpisami na blogu!