Historia (o) zombie
8 grudnia 2025
Powolne jak komunikacja miejska po pierwszych opadach śniegu. Atakujące w grupie niczym osiedlowa banda dresiarzy i do tego o wyglądzie zdradzającym dłuższe lub krótsze przebywanie pod ziemią w charakterze innym niż górnictwo. Tak, nie mylicie się – chodzi o zombie. Przygotujcie swój móóózg, dziś omówimy ich historię i fenomen.
Corporis animati – ciało ożywione.*
Pierwszych korzeni naszych gnijących nieprzyjaciół możemy doszukiwać się już w starożytnych religiach. Bogowie wielu religii ożywiali zmarłych do rozmaitych celów i w przeróżnych okolicznościach. Na ogół zmartwychwstałe ciało wyglądało tak jak przed śmiercią. Śmierć zresztą przez stulecia była powszechna – zwłoki widywano bardzo często, również na ulicach, gdzie umierała biedota. Członkowie rodziny odchodzili w domach, nie w szpitalach czy ośrodkach jak dziś, co w zestawieniu ze sporą śmiertelnością i niewielką przewidywaną długością życia sprawiało, że zimny trup był widokiem znanym dosłownie każdemu. Personifikacja kostuchy była szkieletem mniej lub bardziej obleczonym łachmanami i kawałkami mięsa. Ta koncepcja przodowała aż do XIX wieku, a i dziś motyw poruszających się szkieletów jest popularny w filmie, komiksach czy grach.
* Protip – nauczcie się strzelać z łuku. Po śmierci zostaniecie szkieletem-łucznikiem, a nie takim zwykłym mięsem (kośćcem?) armatnim z toporem czy mieczem.
Człowiek człowiekowi wilkiem a zombie zombie zombie… Skąd wzięło się to dziwne słowo?
W XIX wieku w Stanach Zjednoczonych zakończyła się era niewolnictwa. Wśród pochodzących z Afryki byłych niewolników ponownie mogły rozprzestrzeniać się, wcześniej skrzętnie ukrywane przed chrześcijanami, dawne wierzenia. Drugim, obok południa USA, silnym ośrodkiem religii, nazywanej voodoo było Haiti. Jedno z wierzeń wchodzących w jej skład mówiło, że kapłan (zwany bokor), kapłanka (mambo) albo arcykapłan (houngan) może sprowadzić ducha śmierci nazywanego guede, aby zamieszkiwał ciało niedawno zmarłej osoby. Takiego świeżego trupa z lokatorem nazywano zombie albo cadavre i służył on kapłanowi do prac w polu czy rzadziej przy budowie. Zombie nie męczyło się, nie chorowało, mogło wykonywać proste, mechaniczne prace. Nie miało także zdolności mówienia. Gdy posmakowało soli, wracało do swojego grobu – już na zawsze.
Wiara w zombie była bardzo powszechna. Na Haiti wciąż zdarzają się rodziny, które tradycyjnie czekają z pochówkiem do pierwszych oznak rozkładu (nadpsute zombie jest mniej użyteczne jako sługa, bo bardziej rzuca się w oczy, no i pracuje znacznie gorzej) albo okaleczają ciało, aby było bezużyteczne. W oczywisty sposób opętanie nie jest zaraźliwe, więc zombie wywodzące się z religii voodoo nie są bezmyślnie agresywne (chociaż mogą zostać zmuszone do agresji przez twórcę).
Z grobu na karty książki…
Zombie pozostałoby zapewne lokalną ciekawostką religijną, gdyby nie William Seabrook, który zafascynowany zwyczajami mieszkańców Haiti napisał w 1929 roku książkę Magiczna Wyspa. Jego charakterystyczny styl, na który składało się między innymi niepraktykowane wówczas pisanie w pierwszej osobie liczby pojedynczej oraz nośny temat sprawiły, że książka okazała się oszałamiającym sukcesem wydawniczym, rozchodząc się w ponad milionowym nakładzie (jej anglojęzyczne wznowienia ukazują się do dziś – ostatni miał miejsce w 2016 roku a książka obecnie przeżywa renesans popularności – 1 stycznia 2025 przeszła w USA do domeny publicznej).
…i na ekran…
Już trzy lata później Magiczna Wyspa doczekała się ekranizacji pod tytułem Białe Zombie. W jedną z głównych ról wcielił się Bela Lugosi, którego znamy po dziś dzień jako klasycznego Drakulę (zagrał on jeszcze raz w filmie o zombie – był to Plan 9 z kosmosu z roku 1959. Uważany za jeden z najgorszych filmów w historii). Białe zombie okazało się sukcesem kasowym i temat voodoo-zombie zagościł na dobre w kinematografii. Kolejne produkcje budowały mit żywych trupów, czasem dodając coś “od twórców”. Filmowe zombie powstawały nie tylko poprzez wskrzeszenie przez kapłanów (we wspomnianym wyżej Planie 9… do działania powołali ich kosmici), mogły być agresywne wobec ludzi, służąc za bezwolne narzędzie do zabijania lub… atakować większymi hordami co znamy i dziś. Produkcji filmów o zombie nie przerwała nawet II Wojna Światowa, zaś po niej motyw to przygasał na kilka lat, to wracał. Filmy o zombie zaczęto produkować w latach 50. także w Europie, między innymi we Francji i Wielkiej Brytanii.
Wszystko zmieniło się w 1968 roku. Wówczas George A. Romero, raptem 28-letni reżyser i scenarzysta (przy współudziale Johna Russo), stworzył dzieło, które na zawsze odmieniło postrzeganie zombie w popkulturze. Mowa oczywiście o filmie Noc Żywych Trupów. Duet scenarzystów w czasie burzy mózgów postanowił podkręcić efekt grozy nadając ożywieńcom elementu kanibalistycznego. Okazało się to absolutnym strzałem w dziesiątkę. W połączeniu z mocnym aspektem psychologicznym filmu żywe trupy-kanibale ponownie przerażały widzów, stając się ikoną popkultury, którą są do dziś.
Wielu miłośników horroru mówi, że od tamtego czasu w temacie zombie niewiele się wydarzyło. Ciężko nie przyznać im racji – te same motywy przewijają się w większości filmów o zombie, a tych jest całe mnóstwo: od kultowej Martwicy Mózgu poprzez Zombieland, Grindhouse: Planet Terror czy [Rec], aż po World War Z.
A gdy już jesteśmy przy literze “z” ciężko nie wspomnieć, że to właśnie twórcy filmów tej klasy sięgają po motyw zombie wyjątkowo chętnie. Absolutnym hitem w tej kategorii był norweski film Zombie-SS, którego przerysowanie uczyniło zeń bardziej komedię niż horror. Motyw zombie w horrorze-komedii był wykorzystany z resztą całkiem niedawno, bo w 2019 roku w wysokobudżetowym The Dead Don’t Die (pol. Truposze nie umierają). Okazuje się, że wszystkie obecnie eksploatowane motywy: hordy i ich stadne zachowania, przemiana z powodu wirusa, kanibalizm i zarażanie przez ugryzienie to tak naprawdę pomysły sprzed ponad pół wieku.
… i w głośniki.
Na scenie muzycznej od przeszło trzech dekad działa Rob Zombie, który zaczynał karierę jako wokalista grupy White Zombie, ale jest znany także ze swoich dokonań solowych (ma na koncie chociażby słynny utwór Dragula, którego remiks znalazł się w pierwszym Matrixie) oraz bardzo popularnych w USA komiksów. Legendarny zespół Metallica na płycie Death Magnetic z 2008 roku wydał utwór All Nightmare Long z rozbudowanym animowanym teledyskiem opowiadającym o zombie – apokalipsie stanowiącej zakończenie II Wojny Światowej. Jedni z twórców Death Metalu – amerykańska grupa Obituary wydała humorystyczny dyptyk z animowaną inwazją zombie (Violence/Ten Thousand Ways to Die). Wbrew pozorom motyw zombie – nierozerwalnie połączony przecież ze śmiercią – nie był eksploatowany wyłącznie przez muzyków reprezentujących najostrzejsze odmiany metalu i rocka.
Tytuł najsłynniejszego klipu z zombie należy bezapelacyjnie do Michaela Jacksona – jego Thriller z 1982 (pochodzący z płyty pod tym samym tytułem) w wersji rozszerzonej trwał prawie 14 minut. Był pierwszym teledyskiem, którego produkcja pochłonęła ponad milion dolarów i absolutnym hitem, który podbił listy przebojów na całym świecie. Thriller jest najlepiej sprzedającą się płytą długogrającą (longplayem) w historii fonografii (ponad 100 milionów kopii, a mówimy też o czasach przed wprowadzeniem do powszechnego użytku płyty CD). Charakterystyczny układ taneczny powstały na potrzeby tego klipu znany jest na całym świecie i chętnie nawiązuje się do niego w klipach innych wykonawców – jak chociażby Everybody (Backstreet’s Back) zespołu Backstreet Boys (i jego coverze-parodii wydanym przez rosyjską grupę Little Big).
Nowoczesne zombie
Zombie pojawiały się w wielu grach na pierwszych platformach jako generyczni przeciwnicy. W epoce postaci złożonych z kilku pikseli właściwie ciężko było ustalić co dokładnie w grze jest zombie, a co na przykład niezbyt ruchliwymi kosmitami. Dla ułatwienia identyfikacji większość zombie w oldskulowych grach komputerowych było koloru zielonego. Ten kolor przyjęły w komiksach z pierwszej połowy XX wieku, gdzie technologia druku wykluczała zaawansowane cieniowanie, które doskonale znamy ze współczesnych, barwnych plansz. Dopiero w 1984 roku powstała pierwsza gra, której motywem przewodnim byli bez wątpienia nasi nadpsuci przyjaciele. Nosiła ona mało finezyjny tytuł Zombie, zombie i przeznaczona była na platformę ZX Spectrum. Dwanaście lat później, w roku 1996 firma CAPCOM wydała pierwszą odsłonę kultowej dziś gry – Resident Evil. Epicki survival horror doczekał się już przeszło 50 odsłon na przeróżne platformy, 6 filmów aktorskich, 6 pełnometrażowych filmów animowanych, serii komiksów, setek gadżetów i milionów fanów na całym świecie.
Warto wspomnieć również o polskim wkładzie w świat zombie – grze Dead Island, która do czasu premiery trzeciej odsłony Wiedźmina przez wielu specjalistów z branży uważana była za najlepszą polską produkcję. Zombie pojawiły się także w licznych grach planszowych, takich jak wydane również w Polsce Zombicide czy Martwa Zima.
A skoro wspomnieliśmy wcześniej o komiksach, nie sposób pominąć The Walking Dead – najsłynniejszy zombie-komiks w historii. Od października 2003 do lipca 2019, kiedy to zakończono serię, ukazały się 193 zeszyty oraz kilka numerów specjalnych. Jest to historia Ricka Grimesa – policjanta z Atlanty, który zostaje postrzelony w czasie akcji, zapada w śpiączkę i budzi się w zupełnie nieznanym sobie świecie, pełnym żywych trupów. Jest to także swoiste studium przemiany głównego protagonisty (ale i niektórych antagonistów) oraz opowieść o przetrwaniu strzępków cywilizacji w chwilę po apokalipsie i jej odbudowy w późniejszym czasie. Seria zdecydowanie warta polecenia. Światową popularność TwD przyniósł serial, produkowany w latach 2010-2022 przez stację AMC, który początkowo zbierał świetne recenzje, jednak w 2022 wielu fanów serii (między innymi z powodu rozbieżności względem komiksów) ucieszyło się z jej zakończenia. Nie na długo, produkcja doczekała się bowiem już kilku spin-offów.
Słowo “zombie” weszło także do języka potocznego jako określenie człowieka, który wykonuje bezwiednie lub nawet bezmyślnie proste czynności bez kontaktu z otoczeniem (jak na przykład przechodzenie przez przejście dla pieszych ze wzrokiem skierowanym w ekran smartfona albo zwrot “czuję się jak zombie” po nieprzespanej nocy). Samo użycie tego słowa w tym kontekście jest jednak sporo starsze niż smartfony – pojawia się chociażby w wydanej w 1993 roku piosence Zombie irlandzkiej grupy The Cranberries.
Temat zombie wraca więc do popkultury z zaskakującą regularnością i to na coraz bardziej zaskakujących polach. Swego czasu wielką popularnością cieszyła się gra Plants vs. Zombies, gdzie broniliśmy naszego ogródka przed hordą nieumarłych konsumentów żywej materii. Aplikację pobrano ponad 200 milionów razy i była jedną z najwyżej ocenianych gier mobilnych w historii.
Co jakiś czas, gdzieś na świecie odbywa się zombie walk – przemarsz tłumu ucharakteryzowanego na zombie, poruszającego się w charakterystyczny, powolny sposób. Taki marsz mogliście przeżyć (albo nie przeżyć i dołączyć do hordy) między innymi na Pyrkonie 2017 albo w edycji 2024 wziąć udział w warsztatach i pochodach prowadzonych przez aktorów z The Walking Dead.
A jakie są wasze ulubione zombie-motywy w kulturze? Daliście przegryźć swój móóózg wygłodniałej hordzie, czy jesteście w teamie z innymi potworami? Dajcie znać w komentarzach!