Rekiny z ferajny – 5 najgorszych filmów z nurtu sharksploitation
Morskie legendy i historie od wieków próbują nastraszyć nas wszystkich upiornymi potworami zamieszkującymi najodleglejsze głębiny. Kino jednak od kilku dekad usiłuje nam wmówić, że najbardziej należy bać się rekinów. Zaczęło się to w latach 70. od „Szczęk” i trwa do teraz. Ten artykuł nie będzie jednak dotyczyć legendarnego dzieła Stevena Spielberga czy choćby jego licznych kontynuacji. Nie, tym razem przedstawimy Wam 5 najgorszych filmów o rekinach w dziejach X Muzy. I to tak złych, że „Rekinado” i jego dalsze części to przy tym absolutne arcydzieła. Zapraszamy na pokład!
Megaszczęki kontra megamacki
Zapomnijcie o „Godzilla vs. Kong”, prawdziwe starcie gigantów jest tutaj! Po katastrofie helikoptera spod zmarzliny lodowca wydostają się dwie prehistoryczne kreatury. Jedną z nich jest megalodon – największy rekin w historii świata. Druga zaś to obdarzona długaśnymi mackami olbrzymia ośmiornica. Trzeba jednak im oddać, że dość sprawiedliwie dzielą się sianiem zniszczenia. Płetwiasty jegomość grasuje bowiem w okolicach zachodniego wybrzeża USA. Ośmiornica zaś owija swoimi mackami japońskie morza i miasta. By położyć kres ich terrorowi, naukowcy postanawiają zaaranżować walkę pomiędzy nimi. Do zwabienia potworów używają feromonów. Na ten genialny pomysł wpadają amerykańska pani profesor i japoński pan doktor tuż po tym, gdy doszło pomiędzy nimi do zbliżenia w laboratoryjnej kanciapie. A to wcale nie jest najgłupsza rzecz w tym filmie.
Motywem filmów klasy Z jest udział wielu aktorów, których sława już dawno przebrzmiała. Podobnie jest w przypadku „Megaszczęk kontra megamacek”. Tu bowiem w roli pracownika amerykańskiego rządu, który najchętniej na wszystko zrzuciłby atomówki, występuje Lorenzo Lamas. Ten sam, który był gliniarzem i to dobrym gliniarzem. Jedynym jego błędem było zeznawanie przeciwko skorumpowanym kolegom z policji. Za to postanowili go zabić. Ofiarą padła jednak kobieta, którą kochał. Wrobiony w morderstwo, wyjęty spod prawa, ścigany jak zwierzę, sam stał się myśliwym, łowcą nagród… i renegatem. Film oczywiście doczekał się kontynuacji i to nie jednej. Aktualnie do cyklu zaliczają się także „Megarekin kontra krokozaurus”, zaskakująco mało kreatywnie przetłumaczone „Starcie potworów” (w oryginale „Mega Shark Versus Mecha Shark”) i „Mega Rekin kontra Kolossus”. Trwają też ponoć prace nad „Mega Shark Versus Moby Dick”.
Rekinstein
Historia, o której nie usłyszycie nawet w „Sensacjach XX wieku”. Zafascynowany nazistowskimi eksperymentami naukowiec postanawia stworzyć swojego własnego potwora. Jest nim Rekinstein – hybryda stworzona z najniebezpieczniejszych rekinów pływających po oceanach. To oczywiście nie wszystko. Okazuje się bowiem, że bestia potrafi poruszać się i oddychać na lądzie. Na okoliczne miasteczko pada blady strach.
To jedno z tych dzieł, podczas których widz zastanawia się nad życiowymi wyborami – zarówno swoimi, jak i występujących aktorów. Wiele scen w filmie jest naprawdę głęboko traumatyzujących. Próba zrozumienia co twórcy chcieli przekazać (bez spoilerów) w scenie z niejaką Bonnie Boom Boom wypali Wam solidną dziurę w głowie. Film wyreżyserował Mark Polonia i sądzimy, że polskie władze powinny oskarżyć o próbę znieważenia swoim nazwiskiem naszego kraju.
Rekin w Wenecji
W Wenecji bez śladu znika naukowiec. Jego syn przybywa do Włoch, by go odnaleźć. nie Ojca co prawda nie znajduje, ale trafia na coś innego– rekiny pływające w weneckich kanałach. I skarb Medyceuszy też. I oczywiście, jak to we Włoszech, mafię (w skład której wchodzą między innymi panowie o imionach Carlo oraz Rossi).Mafia zresztą odpowiedzialna jest za wpuszczenie żarłaczy do miasta. Wszystko po to, by posiąść skarb.
Logiki w tym filmie, cóż za zaskoczenie, za grosz. Podczas procesu twórczego ktoś najwyraźniej uznał, że próba połączenia niskobudżetowego „Indiany Jonesa” ze „Szczękami” i „Ojcem Chrzestnym” to dobry pomysł. Można było upchnąć jeszcze kosmitów do kompletu. Zamiast nich jest za to Stephen Baldwin, który pełni tradycyjną w filmach o rekinach funkcję przebrzmiałej gwiazdy. Już „Śmierć w Wenecji” rozkręcała się szybciej niż to „dzieło”.
Rekiny z plaży
Spokojne wyspiarskie miasteczko, w którym każdy zna każdego. Takie, które ożywa w trakcie wakacji. Znamy ten motyw, prawda? Skorzystać z tego próbuje średnio rozgarnięty synalek miejscowego burmistrza. Mężczyzna postanawia zorganizować wielki festiwal na plaży. Jest jednak jeden problem. To rekiny, które potrafią pływać nie tylko w wodzie, ale także w piasku. Organizator oczywiście nic nie robi sobie z ostrzeżeń miejscowej policji, nawet pomimo faktu, że już raz podczas jego imprezy zginęli ludzie. Wśród ofiar była także rodzina szeryfa. Wydarzenie oczywiście się odbywa, zamieniając plażę w wielką stołówkę dla rekinów.
Tak, rekiny pływające w piasku. Nie, to nie „Diuna” z równoległego wymiaru – nawet ta w reżyserii Davida Lyncha była lepsza od tego potworka. Nikt niestety nie wpadł na pomysł, by rekiny ujeżdżać niczym czerwie. Choć trzeba przyznać, że „Rekiny z plaży” wspaniale operują stereotypami nieudolnego bogatego synka, który zna się tylko na imprezach oraz jego zespołu piarowego. No i w filmie występuje Brooke Hogan, córka Hulka, która wydaje się znajdować swoją niszę w filmach sharksploitation. Wystąpiła bowiem także w „Dwugłowy rekin atakuje”, który tak na marginesie doczekał się kilku kontynuacji i dotarł aż do „Sześciogłowy rekin atakuje”. Spoiler alert: dwie głowy sz sześciu służą do tuptania po plaży.
Szczęki szatana
Wyznająca szatana zakonnica postanawia przywołać go nad brzegiem morza. Ten przejmuje ciała rekina i młodej kobiety. Jego cel jest prosty – wykorzystać opętanych ludzi do przyprowadzenia ofiar do jego rekiniego wcielenia. Po czym poznać osoby, których dusze posiadł rogaty? Otóż lubią brać długie kąpiele w wannie. Na drodze piekielnej grupki może stanąć jedynie ksiądz, którego brat stał się pożywką dla demonicznego żarłacza. Gdzieś jeszcze pojawia się autorka programu zajmującego się demaskacją nadprzyrodzonych zjawisk, ale tak szczerze mówiąc naprawdę trudno jest zdefiniować jej cel w tym filmie.
To jest prawdopodobnie najgorszy film w dziejach. Serio, bardzo mocno odradzamy jego oglądanie, ale jeszcze bardziej zachęcamy do zapoznania się z nim. To kolejna próba połączenia „Szczęk” z innym filmem – w tym przypadku, co oczywiste z „Egzorcystą”. Próba, której zwieńczeniem jest padająca w „Szczękach szatana” kwestia „potrzebujemy większego krzyża”. Prócz tego jednak sceny absolutnie nie trzymają się kupy i wyglądają jakby zostały połączone w całkowicie losowy sposób. Spostrzegawczy zauważą też podręczniki do aktorstwa na biurku księdza. Po seansie na 100% zmienicie swoje podejście do filmów, które uważaliście za złe. Skrajne przypadki zmienią nawet swoje zdanie o całej kinematografii.
Oglądanie przytoczonych filmów polecamy jedynie na Waszą własną odpowiedzialność. Lepiej jednak robić to w towarzystwie, gdyż seans w pojedynkę może zakończyć się ciężkimi i nieodwracalnymi zmianami jeśli nie na umyśle, to chociaż na guście filmowym. A jaka jest Wasza topka? Jednak „Rekinado”? Czy też „Poszukiwacze zaginionego rekina”? A może stawiacie na klasykę i wybieracie kolejne kontynuacje „Szczęk”? Coś nam jednak mówi, że w nurcie sharksploitation nie widzieliśmy jeszcze wszystkiego. Może kiedyś ktoś nakręci film o rekinach atakujących Pyrkon?