Za ciepło? Poradnik dla tęskniących za zimą część 2
“Tupu Tup po śniegu, dzyń, dzyń, dzyń na sankach, skrzypu skrzyp na lodzie, lepimy bałwanka!”… otóż nie.
W tym roku, jak i z resztą w poprzednich, nie uświadczyliśmy w Polsce białych świąt (perspektywa Wielkopolanina). Bałwanki możemy ulepić co najwyżej z błota z kałuży, a skrzypieć będą co najwyżej od lat nieużywane sanki. Z drugiej strony… czy to rzeczywiście, aż taki problem? Kilka tygodni temu Szymon podrzucił Wam kilka tytułów filmowych tutaj, może jednak zdążyliście je wszystkie obejrzeć, a zimy cały czas Wam brakuje!
Oto kilka propozycji książkowych (i jedna growa, bo czemu nie?), które w błyskawiczny sposób wyleczą Was z tęsknoty za niskimi temperaturami! Ubierzcie ciepłe swetry, owińcie się szalem i chwyćcie kubek czegoś gorącego.
Czy bardziej “Coś” jest, czy bardziej Cosia nie ma?
Klasyka horroru science fiction, najbardziej znana z filmu Johna Carpentera (1982 r.). Odcięta stacja badawcza na Antarktydzie, grupa naukowców i właśnie Coś. Oprócz fantastycznych, jak na tamte czasy, efektów specjalnych (żadne tam CGI) film serwuje nam niesamowicie gęsty klimat zaszczucia i niepewności.
Czy możemy ufać reszcie ekipy? Jak bardzo Coś rozpełzło się po stacji? Czy jest jakakolwiek nadzieja? Te pytania będziemy zadawać sobie wraz z bohaterami (w roli głównej Kurt Russel. Jak zwykle piękny i wspaniały), aż do samego końca filmu. Oprócz niepewności towarzyszy nam również izolacja. Zawieje i zamiecie, mordercze temperatury i wyjący, potępieńczy wiatr sprawiają, że już chyba lepiej siedzieć w zamknięciu z morderczym obcym z innej planety.
Zimno ma jeszcze jeden ważny aspekt, którego jednak niestety nie uświadczymy w filmie. Musimy sięgnąć po literacki oryginał. Bo Coś Carpentera nie jest dziełem samodzielnym. W roku 1951 na światło dzienne wychodzi film Istota z innego świata w reżyserii Christiana Nyby (a w sumie to Howarda Hawksa…), który z kolei powstał na podstawie opowiadania Piekielny Lód opublikowanego w 1938 roku w czasopiśmie Astounding Science Fiction, a napisanego przez samego Johna W. Campbella.
Choć samo opowiadanie przeżywało sporo turbulencji (zachęcam do przeczytania przedmowy do świeżo wydanej edycji polskiej), to mamy możliwość zagłębić się w lekturze oryginalnej, nieskróconej wersji. I to w niej dowiadujemy się, gdzie zostaje znaleziony Coś. Oczywiście, że nigdzie indziej, jak w wiecznej lodowej zmarzlinie. Tak. To właśnie przepastne lodowce, tchnące zimnem, śmiercią i nieprzeniknionym mrokiem chowają niezgłębione tajemnice. Pomyślcie sami, ile znalezisk odkrywają przed nami wiosenne roztopy na osiedlowych trawnikach! A co dopiero taki lodowiec?
Jeśli chcecie więc poczuć trochę arktycznej klaustrofobii, to serdecznie polecam przypomnieć sobie zarówno obie wersje filmowe (tych nowszych zdecydowanie nie polecam), jak i ich literacki pierwowzór.
Ślepe pingwiny i zmarznięte macki, czyli Lovecraft w sweterku.
Skoro już jesteśmy tak bardzo na południu, nie dałoby się nie wspomnieć o jednym z najbardziej znanych opowiadań H.P. Lovecrafta. Tym bardziej, że i w nim bohaterowie odnajdują zamrożoną w lodzie obcą rasę… i nie tylko ją.
Mowa oczywiście o opowiadaniu W górach Szaleństwa, którego pierwszy odcinek został opublikowany w 1931 roku w magazynie Astounding Stories.
Prawie 150-stronicowe opowiadanie jest jednym z dłuższych dzieł Samotnika z Providence i jednym z ważniejszych. W żadnym innym dziele Lovecraft nie skupił się na opisaniu Mitologii Cthulhu tak bardzo, jak właśnie w Górach Szaleństwa. Chronologiczny opis pojawiania się na ziemi kolejnych ras, ich struktura biologiczna, więzi społeczne, relacje między nimi. Dla kogoś zainteresowanego Mitami jest to pozycja obowiązkowa.
Choć od razu warto zaznaczyć, że nie jest to lektura lekka. Język, jak to u Lovecrafta bywa, jest dość ciężkostrawny, a w związku z długimi i czasem nużącymi dygresjami akcja opowiadania często zwalnia i potrafi na dłuższą chwilę przysiąść i odpocząć. Warto więc od razu nastawić się na cięższą i wymagającą więcej uwagi i skupienia lekturę.
Dla tych, co lekturę lubią umilać sobie pięknymi ilustracjami, niedługo wydana zostanie wersja albumowa tego opowiadania, z przepięknymi ilustracjami Francoise Barangera. Z pewnością warto się przyjrzeć… tak samo zresztą, jak wersji komiksowej, która na rynku polskim funkcjonuje już od jakiegoś czasu. Niestety cały czas nic nie wiadomo (a raczej wiadomo, że nic z tego nie będzie) o ekranizacji W górach… w reżyserii Guillermo del Toro. Coś tam było mówione, wspominane itd… ale nie mamy już chyba na co liczyć.
Wracając jednak do oryginału, jest to świetna książka na długie zimowe wieczory z kocem i herbatą. Uważajcie tylko na pingwiny!
Terror na morzu i na podworzu
Obieramy kurs na północ i kierujemy się w stronę ojczyzny Anaruka! Choć okazuje się, że ten nigdy nie istniał… Wielka szkoda, że zdobywcy północnych krańców ziemi nie zadali sobie trudu, żeby zrozumieć i dogadać się z tubylcami… może gdyby nie to, nie doszłoby do zagłady tzw. drugiej ekspedycji arktycznej. A wtedy historia oparta na odnalezionych po latach dziennikach i notatkach nigdy by się nie wydarzyła… a Dan Simmons nigdy nie napisałby Terroru.
Jeśli lubicie: powieści historyczne/grozę/motywy marynistyczne/dobre historie/zimno to Terror jest książką, która na pewno powinna Was zainteresować. Fabuła opowiada o tragicznej wyprawie okrętów Terror i Erebus, które miały odnaleźć legendarne morskie przejście północno-zachodnie.
Przy czytaniu Terroru zaleca się trzymać szczególnie blisko kaloryfera, ponieważ Dan Simmons wspiął się na wyżyny literackiego opisu zimna i wszystkiego, co z nim związane. Kąsający wiatr, śnieg, dojmujący mróz i wyjące zamiecie cały czas czyhają na nieostrożnych członków załogi, wciskając się pod kolejne warstwy ubrań, odmrażając kończyny, czy po prostu zabijając. I choć w ciemnościach czyha nieznane monstrum, to w Terrorze, to właśnie zimno jest najstraszniejszym przeciwnikiem bohaterów. Tak sugestywnych opisów meteorologicznych nie widziałem w żadnej innej książce. Złoto!
Terror to również drobiazgowa analiza lodu. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że istnieje tak wiele różnych rodzajów lodu i że ma to tak wielki wpływ na żeglowanie w rejonach podbiegunowych. Dla fanów historii dodam, że autor umie korzystać ze źródeł. Zarówno część fabuły, jak i opisy załogi i statków są wiernie odwzorowane na podstawie niezliczonych pamiętników, dzienników, kronik i odnalezionych resztek ekspedycji, które Simmons studiował z mnisią precyzją.
Jako ciekawostkę warto dodać, że telewizja AMC stworzyła serial na podstawie książki, który z pewnością wart jest obejrzenia (oczywiście po lekturze książki!), chociażby ze względu na kadry się w nim pojawiające.
Piece węglowe 2 generacji – dofinansowanie
Na koniec coś dla fanów gier wideo? Ci też mają w czym wybierać, ale ja skupię się na jednej produkcji, która od dawna dość skutecznie pozbawia mnie wolnego czasu. A powinna ona zachwycić zarówno fanów strategii ekonomicznych, zimy, jak i steampunku.
Wyobraźcie sobie, że katastrofa klimatyczna (a dokładniej wulkaniczna zima) wydarzyła się wcześniej, bo w XIX wieku. Tym razem zamiast efektu cieplarnianego w Ziemię uderza małe zlodowacenie. Ot taka niekończąca się, paskudna zima. Wielka Brytania, jako jedno z wielkich, rządzących niemal całym światem imperium, postanawia coś z tym zrobić. W chronionych od zawiei i zamieci miejscach ustawia olbrzymie generatory ciepła (piece na węgiel), które mają być miejscem przetrwania ludzkiej cywilizacji podczas niekończącej się zimy.
Gracz zostaje zarządcą jednej z takich kolonii i jego zadaniem będzie po prostu przetrwać. Ale jeśli myślicie, że zarządzaniem miastem wielkości osiedla działkowego, podczas zimy gorszej niż ostatnia zima stulecia jest proste… no to możecie się trochę zdziwić. I nie mówię tu tylko o odśnieżaniu! Chroniczne braki surowców, głód, zimno i społeczne niepokoje. Do tego dochodzą wydarzenia losowe i już okazuje się, że zima, która co roku zaskakuje naszych drogowców, jest, delikatnie mówiąc… delikatna. W osiągnięciu celu pomogą nam najróżniejsze steampunkowe wynalazki, które będziemy mogli zaprząc do ciężkich prac.
Oczywiście, że zimowych książek, filmów, gier, komiksów jest nieskończenie więcej. Ale raz, nikt by tego nie przeczytał, a dwa, to chciałbym zostawić Wam trochę pola do popisu w komentarzach! Dajcie znać, jakie inne zimne tytuły znacie i polecacie. Może dzięki temu spadnie chociaż trochę śniegu…
Frostpunk spotkał się z bardzo ciepłym odbiorem zarówno krytyków, jak i graczy. 84/100 punktów na Metacritic i 8,5% na GameRankings to całkiem niezły wynik, tak samo zresztą, jak 250 000 sprzedanych kopii w 3 dniach po premierze. Gra jest cały czas rozwijana, dosłownie przed kilkoma dniami wyszedł dodatek opowiadający o ostatnich dniach przed uderzeniem niekończącej się zimy. Mogę polecić całym moim oziębłym sercem! Sami zobaczcie!
Podejrzyj(otworzy się w nowej zakładce)
Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z naszymi wpisami na blogu!