Gdzie śmierć nie może, tam demona pośle – 8 sposobów na śmierć u Słowian, część 2
Pamiętacie jeszcze naszych przodków Słowian, ich względnie kiepski żywot i sposoby na jego zakończenie? Poprzednim razem, w tekście Gdzie śmierć nie może, tam demona pośle – 8 sposobów na śmierć u Słowian część 1 pisałam trochę o standardowych sposobach na ukatrupienie Słowianina. Dzisiaj czekają Was 4 niestandardowe sposoby i mały bonus w dodatku.
Śmiech to zdrowie (?), czyli sposób na załaskotanie
Brzmi niewinnie? To tylko pozory! Serio, jeżeli jesteście wrażliwi na łaskotki, a ktoś kiedyś złośliwie smyrał Was i skazywał na katusze, to pewnie możecie sobie wyobrazić, jak okrutna to śmierć. Na Słowiańszczyźnie specjalizowały się w niej rusałki.
Rusałka to żeński demon, który przybierał postać niezwykle pięknej dziewczyny. Rusałką mogła zostać młoda dziewczyna, która w wyniku nieszczęśliwej miłości poniosła śmierć w odmętach wody, a także taka, która zginęła w wodzie tuż przed swoim ślubem lub tuż po nim. Dress code obowiązujący rusałczy lud był rygorystyczny niczym w dobrym corpo i zakładał zwykle kompletny brak ubioru. Ich czarne, błyszczące oczy, jasna skóra i długie, niezwykle piękne włosy sprawiały, że młodzi mężczyźni tracili głowy. Nie do końca dosłownie, gdyż rusałki nie zwykły dekapitować swoich kochanków (w przeciwieństwie do kolejnego demona, o którym wspomnę), ale bądź co bądź i tak ich ukatrupiały.
Istnieje też wersja mówiąca, że rusałki wabiły nieszczęśników do jezior i topiły ich, czyli wybierały czasem bardziej standardowe metody na pozbycie się absztyfikanta.
Świętem rusałek były Zielone Świątki. W ich ramach obchodzono także rusałczy tydzień, zakładający tańce, hulanki i swawole. Nie wolno było pod żadnym pozorem pracować, by nie rozgniewać demonów. Niektóre źródła podają, że rusałczy tydzień mógł trwać i dwa tygodnie, a nawet więcej. Nie wiem jak wy, ale ja bym tam nie pogardziła ustawowo przywróconym rusałczym tygodniem. Ale co ja tam wiem, mnie żadna rusałka by nie chciała zamordować łaskotkami.
Tańcz, Słowianinie, tańcz – sposób na zatańczenie
W tej kategorii złoto należy niewątpliwie oddać w ręce południc. Południce to polne demony którymi stawały się kobiety zmarłe zaraz przed lub zaraz po swoim ślubie(podobnie jak rusałki). Typowa południca opisywana była na dwa sposoby. Niektóre źródła przedstawiają ją jako piękną kobietę w białej sukni, inne jako niewiastę chudą, kościstą, o pomarszczonej, śniadej skórze, ostrych jak noże zębach i długich łapach zakończonych pazurami. Jak Słowianin miał szczęście, to pewnie trafiał na ładną południcę, jak szczęście nia miał, to zostawała mu pomarszczona.
Szczęście jednakże kończyło się na samym aspekcie wyglądu demona, bo potem definitywnie już Słowianina opuszczało. Kto bowiem spotkał południcę, tego czekała śmierć. Wierzono, że południce zbierały się w grupy i wspólnie tańczyły swoje szaleńcze, demoniczne tańce. Słowianin mógł zostać do takiego tańca porwany i nie mogąc dotrzymać kroku demonom, umierał z wycieńczenia. Zostawał zatańowany na śmierć. Według innych źródeł południce mogły też dusić, łamać kończyny i urywać głowy (o to to to, dekapitacja). No nie powiem, arsenał rozbudowany i oferujący pełen pakiet możliwości.
Podobnie jak południce na śmierć zatańcowyway także wiły, piękne leśne nimfy, ubrane jedynie w białe, zwiewne koszule. Wygląda jednak na to, że ukatrupienie Słowianina następowało w tym przypadku wedle kaprysu wiły. W innych źródłach przedstawiane są jednocześnie jako istoty przyjazne, uczące ludzi sztuki uzdrawiania i opiekujące się wsiami, a jednocześnie potrafiące w napadzie złego humoru nasłać na pola gradobicie niszczące zbiory. Moze zbiory niszczyły tylko tym chłopom, którzy w tańcu podeptali im palce albo coś.
Mały krok dla demona, wielki krok Słowianina na cmentarz, czyli sposób na zadeptanie
Śmierć przez zatańczenie czy załaskotanie dawała przynajmniej biednemu Słowianinowi chwilę rozrywki przed zejściem z tego świata. Musicie jednak przyznać, że śmierć przez zadeptanie w żadnym aspekcie nie wydaje się lekka, łatwa i przyjemna. Nocnice, które parały się takim sposobem na zaciukanie Słowianina, nie bez powodu określano mianem złośliwych demonów.
Nocnice to, jak już ustaliliśmy, wyjątkowo złośliwe cholery, ukazujące się jedynie pod osłoną mroku. Nim wyleciały na łowy, przysiadywały na gałęziach drzew, by szyszkami czesać swoje długie włosy. Czasem zadowalały się jedynie psotami i wodziły na manowce pijanych wieśniaków, ale czasem miały nieco bardziej mordercze zamiary. Jeśli wierzyć przodkom Słowianom, potrafiły zdeptać człowieka na śmierć. Zdarzało im się także udusić dziecko w kołysce albo zesłać na kobietę chorobę popołogową.
Ze swych kryjówek wychodziły podobno jedynie wtedy, gdy słońce zachodziło czerwoną łuną. Parafrazując więc pewnego elfa – zachodzi czerwone słońce, nocnice przeleją krew. Jeśli więc wolicie dać się zatańcować, to sugeruję raczej poszukać jakiś łanów zboża.
Ja Cię tykam, a ty śpisz snem wiecznym, czyli sposób na za-dotkniecie
Słowiańskie demony mają w dużej części dość podejrzane skłonności do robienia czegoś złego dzieciom. Porywanie, zjadanie, straszenie dziatwy to domena wielu z nich. Jest jednak jeden demon, który dzieci zabija jedynie za pomocą dotknięcia. Mowa tu o Cichej, demonie, który jest związany z Morową dziewicą. Podobnie jak ona zwany demonem morowego powietrza. W przeciwieństwie jednak do swojej starszej siostry, która nasyłała na Słowian gorączkę i chorobę, Cicha samym dotykiem sprawiała, że małe Słowianiątka padały trupem.
Cicha przedstawiana jest zwykle jako dziecko, mała, śliczna dziewczynka, o śniadej skórze, włosach jak skrzydło kruka i wielkich oczach. Zjawiała się we wsi niepostrzeżenie, ubrana w biała sukienkę z wiankiem z polnych maków na głowie. Zbliżała się do bawiących się pacholąt i te, które dotknęła, natychmiast padały nieżywe na ziemię. Znikała następnie w równie bezszelestny sposób. Jej tajemniczy sposób działania związany jest niewątpliwie z występującą w czasach słowiańskich ogromną śmiertelnością dzieci, które czasem umierały z zupełnie nieznanego i niezrozumiałego dla rodziców powodu.
Bonus – Dziwny jest ten świat, czyli sposób na za-cyckowanie
Ten rodzaj śmierci pozostaje tutaj w formie bonusa, bo jest niestandardowy nawet jak na demony. Usłyszałam kiedyś od człowieka zajmującego się zawodowo i naukowo kulturoznawstwem, że mamuny (według niektórych źródeł tożsame z dziwożonami) zabijały Słowian za pomocą… piersi.
Mamuny przedstawiane były jako brzydkie kobiety o bardzo długich, obwisłych piersiach, które mogły zarzucić sobie na plecy. Jeśli jaki Słowianin im podpadł, to potrafiły taką piersią zadać mu cios i cóż… zacyckować na śmierć.
Zdania na temat tego, czy śmierć w wyniku zacyckowania jest fajna, czy też nie, z pewnością będą podzielone. Gdybym jednak miała umieścić ten szczególny rodzaj schodzenia z tego świata na skali, której krańce wyznaczałyby: heroiczna śmierć w walce przeciw głównemu złu, połączona z ratowaniem przed śmiercią w rwącej rzece stada małych kotków a śmierć w wyniku uderzenia deską klozetową, która leci z nieba, to śmierć od cycka musiałbym niechybnie uplasować jakoś bliżej deski klozetowej.
I jak podobały się Wam niestandardowe sposoby, w jakie można zaciupać Słowianina? Dorzucilibyście coś fajnego do tej listy?
Oczywiście, nie jest tak, że każdy demon w mitologii słowiańskiej próbował ino Słowianina ukatrupić. Mieliśmy także dużo demonów pozytywnie nastawionych do naszych przodków. Demonów opiekuńczych i pomocników, które za miseczkę mleka lub odrobinę chleba chroniły domostwo, strzegły koni albo opiekowały się dziatwą. Takiego Domownika na pewno wiele osób chętnie przyjęłoby w swoje progi. Kto jednak lubi ryzyko, zawsze może spróbować zatańczyć z południcą, tylko pamiętajcie, żeby nie deptać jej po palcach.
Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z naszymi wpisami na blogu!