Wszystko ma swój kres, czyli o wizjach końca świata
Naukowcy są praktycznie pewni, że kiedyś znany nam świat przestanie istnieć, są również w miarę zgodni co do sposobu, w jaki apokalipsa miałaby przebiec. Ich przekonanie zdają się podzielać pisarze i filmowcy, jednak wśród nich znacznie trudniej o jednolitą wizję końca świata. Twórcy wydają się też bardziej optymistyczni w swoich przewidywaniach, często zdarza się bowiem, że garstka „szczęśliwców” przeżywa i musi poradzić sobie w tej nowej rzeczywistości.
To natura powstanie przeciwko nam
Jedną z przyczyn końca świata, niezwykle popularną w filmach, są katastrofy naturalne. Pewnie dlatego, że dobrze wyglądają na dużym ekranie i pozwalają popisać się całemu sztabowi specjalistów od efektów specjalnych. Głównie są one wynikiem długotrwałego zaniedbywania środowiska i ignorowania zagrożeń wynikających ze sposobu, w jaki z niego korzystamy. W efekcie nie zabraknie zatem trzęsień ziemi, huraganów, powodzi i pożarów, występujących mniej lub bardziej globalnie. Wszystko na skutek diametralnych zmian klimatu. Pojutrze (2004) serwowało nam epokę lodowcową, zaś Wodny świat (1995) przedstawiał rzeczywistość, w której lodowce stopniały, a Ziemia zamieniła się w wielki ocean, zalewający kolejne lądy i ograniczający przestrzeń życiową. Konsekwencje nieprzemyślanej eksploatacji środowiska świetnie przedstawia również Interstellar (2014) – ludzkość ma nóż na gardle i musi szybko znaleźć dla siebie nowe miejsce w kosmosie, ponieważ Ziemia nie nadaje się już do zamieszkania.
Równie groźne są stosy zanieczyszczeń wytwarzanych przez ludzkość. Zdaniem twórców animacji WALL·E (2008), w końcu może nadejść dzień, gdy nasza planeta nie będzie w ogóle widoczna spod ton odpadów, a ludzkość wyruszy w przestrzeń kosmiczną, bo życie na Ziemi nie będzie już możliwe. Jedyne, co po nas zostanie, to sterty śmierdzących resztek, tony plastiku i całą masę innych odpadów. Jeśli zaś jesteście ciekawi jakie skutki na całe społeczeństwa może mieć bezpłodność wywołana skażeniem planety, to sięgnijcie po książkę Opowieść Podręcznej Margaret Atwood. Powieść obrazuje jak zmienia się moralność oraz mentalność, gdy drastycznie zmieniają się okoliczności, w jakich żyjemy.
Człowiek człowiekowi zgotuje ten los
Albert Einstein powiedział kiedyś, że nie wie jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na kije i kamienie. Obserwując tempo w jakim ludzkość wynajduje coraz to nowe sposoby na zabijanie jak największej liczby osób, trudno nie nabrać przekonania, że znany naukowiec mógł mieć rację. Najbardziej popularną wizją jest oczywiście ta, w której władze największych mocarstw świata decydują się na wciśnięcie czerwonego przycisku i rozpoczęcie konfliktu atomowego. W wyniku wybuchów, fal uderzeniowych, skażenia oraz całej masy innych skutków ubocznych zginie większość naszego gatunku. Szczęśliwie ocaleli będą musieli dostosować się do nowych warunków.
Ten nienapawający optymizmem scenariusz pojawia się w grach, filmach i książkach, pozwalając nam wyobrazić sobie jak może wyglądać świat po tym rodzaju apokalipsy. Powieści Dmitrija Głuchowskiego przedstawiają postnuklearną Rosję. Żeby przeżyć, ludzie chronią się w tunelach metra, starając się prowadzić na stacjach w miarę normalne życie. Uniwersum wykreowane przez wspomnianego autora, z pomocą kilku twórców, rozbudowano na tyle, że podobny scenariusz spotkał inne europejskie miasta. Tullio Avoledo w swoich Korzeniach niebios opisywał, że „szczęśliwcy” chronili się w katakumbach Watykanu. W jego Krucjacie dzieci ludzie egzystują w ruinach Mediolanu.
Również nasz rodzimy przemysł filmowy sięgnął po ten motyw niezwykle chętnie! Kultowa już Seksmisja (1983) przedstawia przecież świat, gdzie wojna nuklearna wyeliminowała z przyrody geny męskie. W takich realiach kobiety musiały radzić sobie same. Kolejną polską produkcją, czerpiącą z tego motywu jest Golem (1979), osadzony w przyszłości i oparty na żydowskiej legendzie. Nie możemy jednak zapomnieć o bardziej widowiskowych dziełach, jak chociażby produkcji Mad Max: Na drodze gniewu (2015). Nie brakuje też gier, których akcja dzieje się w mniej lub bardziej nieokreślonej przyszłości, po katastrofie nuklearnej. W skażonym świecie osadzona została cała seria Fallout oraz gra Metro 2033, stworzona na podstawie książek Dmitrija Głuchowskiego.
Zagłada nadejdzie z kosmosu?
W tym wypadku pomysły twórców zdają się pokrywać z wizjami naukowców, którzy przewidują, że nasz koniec nadejdzie z przestrzeni kosmicznej. Wydaje się, że nie ma lepszego źródła zagłady niż niezbadany i groźny kosmos, wciąż będący wielką niewiadomą. Skoro jednak winę za wyginięcie dinozaurów przypisuje się asteroidzie, to trudno oczekiwać, że dla nas wszechświat byłby łaskawszy. Ogrom nieznanego napawa nas uzasadnionym lękiem oraz niepewnością, co skrupulatnie wykorzystują scenarzyści filmów. Tak, to również wygląda bardzo dobrze na kinowych ekranach. Zwłaszcza te przedzierające się przez atmosferę kawałki kamienia, gotowe zmieść wszystko, co znajdzie się na ich drodze.
Apokalipsa może być wynikiem uderzających w Ziemię kosmicznych skał, które bez trudu zniszczą całe życie. Jak łatwo się domyślić, taki scenariusz czekałby nas, gdyby Bruce Willis zawiódł i nie uratował ludzkości w Armageddonie (1998). Niezwykle podobny wątek pojawia się też w Dniu zagłady (1998), gdzie astronauci muszą zmienić trajektorię lotu asteroidy. Motywy te są jednak głównie „straszakiem”, z jakim musimy sobie poradzić zanim będzie za późno. W stronę słońca pojawia się teoria, według której Słońce kiedyś zgaśnie, pociągając nas za sobą. Żeby temu zapobiec, grupa kosmonautów bierze udział w misji dostarczenia na powierzchnię najbliższej gwiazdy ładunków jądrowych oraz ich zdetonowanie.
O wiele bardziej atrakcyjne są jednak wszelkie wizje inwazji kosmitów! Wrogo nastawione rasy, mające na celu wybicie nas i rozgoszczenie się na naszej planecie są niezwykle popularne. W Pacific Rim (2013) wciąż mężnie walczymy z olbrzymimi Kaiju, niszczącymi kolejne miasta i mozolnie próbującymi eksterminować ludzkość. Daliśmy też odpór przybyszom z kosmosu w Dniu Niepodległości (1996), kiedy to staliśmy na skraju zagłady. Udało nam się podnieść z kolan i nauczyć korzystać z technologii obcych, co pomogło w stawieniu im czoła dwie dekady później. W tych dwóch wypadkach apokalipsa nie miała miejsca, ludzkość bowiem okazała się na tyle waleczna i zdesperowana, by stanąć do walki i wygrać.
Móóóóózg? Móóóóóóózg!
Nie od dziś wiadomo, że planeta jest przeludniona, to zaś sprzyja rozprzestrzenianiu się wszelkiej maści chorób. Łatwość w przemieszczeniu się nie tylko z miasta do miasta, ale też na różne kontynenty bardzo ułatwia życie wirusom. I chodzi tu nie tylko o grypę czy przeziębienie, ale też o znacznie bardziej zabójcze drobnoustroje. Na przykład te, które zamieniają ludzi w zombie lub inne monstra. Przykładów na taką wizję końca świata jest ogrom!
Powszechnie znany jest fakt, że zombie zombie zombie, a kiwi kiwi kiwi. Mogła się o tym przekonać Mila Jovovich, gdy z laboratoriów tajemniczej korporacji wydostał się wirus, zmieniający ludzi w żywe trupy. Wszystkie produkcje z serii Resident Evil konsekwentnie kontynuował ten wątek, stawiając przed bohaterami coraz to nowe trudności i zadania. Niełatwo miał też Will Smith w Jestem legendą (2007), gdzie patogen też zamienił ludzkość w krwiożercze bestie. Serial The Walking Dead również pokazuje próbę przeżycia w świecie opanowanym przez „chodzących umarłych”. Podobne wyzwanie stawia przed nami wiele gier komputerowych: Dead Island, DayZ, Dying Light, State of Decay oraz wiele, wiele innych.
Wszystko to jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej i niewielkim ułamkiem wszystkich dzieł, które chociaż ocierają się o tematykę końca świata. Śmiało można stwierdzić, że ilu jest twórców, tyle wizji apokalipsy.
Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z naszymi wpisami na blogu!