Festiwal Fantastyki 14.06.2024 Poznań
pl
GościeGuests Kup bilet

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli kilka dobrych słów o polskiej adaptacji „Wiedźmina”

Nigdy nie ma się drugiej okazji, żeby zrobić pierwsze wrażenie”, napisał w Mieczu Przeznaczenia Andrzej Sapkowski, trafnie ubierając w słowa to, z czego wiele osób doskonale zdaje sobie sprawę. W kontekście polskiego serialu o przygodach Wiedźmina pewnie ogrom widzów dodaje jeszcze, że chodzi konkretnie o “dobre pierwsze wrażenie”, bo – umówmy się – serial z 2002 roku nie zachwyca. Tylko… czy ta produkcja naprawdę zasługuje na tak wielką krytykę, z jaką się spotkała?

Z okazji, nadchodzącej wielkimi krokami, premiery serialowego Wiedźmina, za którego produkcję odpowiada Netflix, postanowiłam odświeżyć sobie polską produkcję, chcąc raz jeszcze przekonać się, czy naprawdę jest tak tragicznie, jak utrzymują internetowe opinie i moje mgliste wspomnienia. Traf chciał, że Żebrowskiego w roli Białego Wilka oglądałam dobre kilka lat temu, więc – co tu dużo pisać – z rodzimej adaptacji nie pamiętałam zbyt wiele. No dobrze, poza smokiem, bo tego gagatka pamięta każdy.

Wiedźmin, jaki jest, każdy widzi

Nie trzeba zanurzać się w niezmierzone otchłanie Internetu i niebezpiecznie zbliżać do jego krańca, by przekonać się, że ani polski serial, ani – tym bardziej – film nie spotkały się z ciepłym przyjęciem wśród fanów przygód Geralta. Zarzucano tym produkcjom wiele: od co najmniej średniej gry aktorskiej większości obsady, przez owej obsady dobranie w sposób wołający o pomstę do nieba, kończąc zaś na argumentach, które bez trudu można sprowadzić do wspólnego mianownika, jakim jest niski budżet – naprawdę miernych efektów specjalnych (odbijających się czkawką przy pokazywaniu potworów), ubogiej scenografii oraz kostiumów rodem z Teatru Telewizji. Nie zabrakło także krytycznych uwag pod adresem drętwych dialogów i nie zostawiono suchej nitki na fabule oraz scenariuszu.

Złoty smok zapadł pamięci wielu widzów. Po wsze czasy.

W tym momencie warto zatem zadać sobie podstawowe pytania: czy polska adaptacja przygód Białego Wilka ma widzowi do zaoferowania coś poza wielkim rozczarowaniem i karuzelą śmiechu wywołaną pojawieniem się na ekranie gumowych poczwar? Czy w natłoku tych wszystkich wad, zarzutów, uwag i wytkniętych niedoróbek jest coś, co zasługuje na nasze zainteresowanie i czym można się pochwalić? Jaki jest sens spędzania niemal trzynastu godzin z życia na oglądaniu serialu, który spotkał się z tak ogromną krytyką? Otóż, odpowiadając na te wszystkie wątpliwości, zapewnię, że nasza rodzima produkcja zasługuje na to, aby dać jej szansę (być może pierwszą, a może i drugą) i po nią sięgnąć. Może będzie to momentami przeprawa ciężka i mozolna, traficie jednak w jej trakcie na perełki, które ten trud zrekompensują.

Perła pierwsza, czyli w roli głównej…

… Michał Żebrowski. Przed serialowym Wiedźminem mający na swoim koncie tytułową rolę w Panu Tadeuszu oraz wcielenie się w Skrzetuskiego w Ogniem i mieczem, później zaś pojawił się jako Ziemowit w polskiej produkcji Stara baśń. Kiedy słońce było bogiem (gdzie, odnoszę wrażenie, usilnie starano się ucharakteryzować go tak, by za nic w świecie nie przypominał Geralta… z różnym skutkiem). Aktor nie tylko filmowy i telewizyjny, ale także mający w swoim dorobku występy na scenach wielu polskich teatrów. Od niemal dekady jest współtwórcą i jednym z dyrektorów warszawskiego Teatru 6. piętro, mającym swą siedzibę w Pałacu Kultury i Nauki. 

W serialu od Netflixa nie zabraknie polskich akcentów.
źródło: imdb.com

Wiele złego można powiedzieć o obsadzie polskiego Wiedźmina, zarzucając jej znikome dopasowanie do książkowych pierwowzorów (z podobnymi zarzutami boryka się także nadchodząca produkcja Netflixa, ale – umówmy się – w niej nikt nie obsadził Jarosława Boberka w roli Yarpena Zigrina) oraz teatralną grę, która nijak nie pasuje do klimatu opowiadań Sapkowskiego oraz całej produkcji. Nie sposób jednak pominąć, że za rolę białowłosego Geralta z Rivii, Michał Żebrowski został nominowany do Polskiej Nagrody Filmowej, przyznawanej co roku przez Polską Akademię Filmową. To, co oczywiste, samo w sobie nie świadczy o tym, że jest to rola wybitna, jednak – co tu dużo ukrywać – najlepszą rekomendacją wydaje się entuzjazm fanów na wieść, że Henry Cavill, w polskim dubbingu, przemówi właśnie głosem Michała Żebrowskiego.

Perła druga, czyli usiądźcie i posłuchajcie ballad 

Ustaliliśmy, że wiele złego można powiedzieć zarówno o polskim filmie, jak i serialu na podstawie prozy Andrzeja Sapkowskiego, są jednak aspekty, które – jako chlubne wyjątki od ogólnej mierności – zasługują na szczególną uwagę widzów. Jedną z nich jest fantastyczna ścieżka dźwiękowa, stworzona przez Grzegorza Ciechowskiego (lidera i wokalistę zespołu Republika), który w 2002 roku – pośmiertnie – otrzymał za nią Orła w kategorii “Najlepsza muzyka”. Płyta z utworami znajdującymi się w serialu zyskała w Polsce status złotej, co oznacza, że sprzedała się w nakładzie przynajmniej piętnastu tysięcy egzemplarzy (nie przekraczając ilości trzydziestu tysięcy). 

Wiele osób ma wątpliwości, czy obsada nadchodzącego serialu sprawdzi się.
źródło: imdb.com

Autorem słów do większości piosenek wchodzących w skład ścieżki dźwiękowej jest Grzegorz Ciechowski, wyjątkiem jest jedynie utwór Jak gwiazdy nad traktem, do którego tekst napisał Andrzej Sapkowski. Na płycie usłyszymy zaś, między innymi, Roberta Gawlińskiego, śpiewającego Nie pokonasz miłości oraz, jakżeby inaczej, Zbigniewa Zamachowskiego, który nie tylko wciela się w rolę Jaskra – barda, wierszoklety i przyjaciela Geralta z Rivii – ale też samodzielnie wykonuje kilka z bardziej znanych utworów, jak chociażby Zapachniało jesienią. Można więc kręcić nosem na wybór Zamachowskiego do tej roli, jednak nie sposób odmówić mu talentu. Tak samo, jak nie można zaprzeczyć, że ścieżka dźwiękowa do Wiedźmina rekompensuje przynajmniej część minusów produkcji.

Perła trzecia, jakież to są piękne ujęcia…

… czasami, trzeba to twórcom przyznać, udało się nakręcić scenę, która zapiera dech w piersi i zwraca uwagę widza, pozytywnie wyróżniając się na tle innych, albo zbyt ciemnych (co zapewne miało pomóc w ukryciu niewielkiego budżetu na scenografię), albo z efektami specjalnymi na tak niskim poziomie, że wręcz nie sposób nie wspomnieć tu złotego smoka, Villentretenmertha. No, i – co tu dużo pisać – każdej z pozostałych maszkar, z jakimi przyszło walczyć naszemu Geraltowi. Nie powinno więc dziwić, że większość scen i ujęć, zasługujących na uwagę została nakręcona poza studiem, w naprawdę cudownych plenerach. Niejednokrotnie wykorzystano do nich naturalne światło, podkreślające urodę przedstawianego miejsca.

Michał Żebrowski w roli Geralta z Rivii.
źródło: gry.wp.pl

Nie można też zaprzeczyć, że twórcy świetnie zdawali sobie sprawę jak ograniczonym budżetem dysponują. Walki z potworami w sporej części pokazują wszystko, tylko nie same potwory, które – jeśli już pojawiają się na ekranie – goszczą na nim raptem sekundy, skupiając się raczej na sylwetce samego wiedźmina i jego chaotycznych ruchach, oddających trudy zmagania się z przeciwnikiem. To samo tyczy się wykorzystania naturalnych lokacji do kręcenia niektórych ze scen.

Czas zacząć przygodę!

Wiedźmin zagości na platformie Netflix już w ten piątek, w okolicach godziny dziewiątej rano, to wciąż dużo czasu, by obejrzeć polski serial (filmu nie polecam świadomie, bo to zmontowane w dość chaotyczny sposób sceny z poszczególnych odcinków). Zdecydowanie nie jest to dzieło wszech czasów, niewątpliwie jednak zasługuje na to, by się z nim zapoznać. Może to nie będzie przygoda życia; pewnie przypłacicie oglądanie kilkoma spotkaniami dłoni z czołem; zapewne parskniecie kilka(naście) razy… gwarantuję jednak, że niektóre sceny i utwory zostaną w pamięci na zawsze.

Koniecznie dajcie nam znać jak Wasze wrażenia po obejrzeniu polskiej adaptacji Wiedźmina. Napiszcie też, co sądzicie o produkcji Netflixa!

Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z naszymi wpisami na blogu!

Awatar autora

O autorze

Martyna Halbiniak

Twierdzi, że nie śpi, bo sen jest świetnym substytutem kawy dla ludzi, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Jest też zdania, że czekolada nie pyta - ona po prostu rozumie. Wieczna studentka z wrodzoną niechęcią do dorosłości, bo lubi się ze swoim wewnętrznym nerdem... tfu, dzieckiem. Z zapałem godnym lepszej sprawy przetwarza kawę na literki. Lubi rodzynki w serniczku i cynamon w jabłeczniku.