Festiwal Fantastyki 14.06.2024 Poznań
pl
GościeGuests Kup bilet

Diuna i Śródziemie – Tolkien i Herbert to ojcowie, których dzieci chodziły do jednej szkoły

Byliście już w kinach na drugiej części Diuny? A może widzieliście memy o Muad’dibie na discordzie albo przeczytaliście kilka artykułów na popularnych portalach informacyjnych, podczas porannego seansu dumania ze smartfonem w dłoni? Nie będzie przesadą stwierdzenie, że filmowa Diuna wstrząsnęła światem popkultury w podobnym stopniu jak Władca Pierścieni Petera Jacksona. I, podobnie jak w przypadku trylogii, jej książkowy pierwowzór był niczym przejście Stworzyciela, po którym krajobraz fantastyki zmienił się na zawsze.

A wiecie, że Tolkien nie lubił Diuny?

Pierwsza część opowieści o Bilbo Bagginsie została wydana nieco ponad 10 lat przed publikacją książki Franka Herberta. Zdawać by się mogło, że J. R. R. Tolkien znajdzie wspólny język ze swoim kolegą po fachu. Obaj pisali swoje dzieła w sposób, który najlepiej można określić jako: “Najpierw stwórz świat i wpraw go w ruch, a następnie wrzuć w niego bohatera”. Uniwersa, w których toczy się akcja ich powieści, były, każde na swój sposób, żywymi organizmami przeszytymi na wskroś liniami wewnętrznych powiązań. Tolkiena i Herberta bez cienia złośliwości można przyrównać raczej do historyków, niż do bajkopisarzy. Ich dzieła i zapiski stanowią niemal kompletną monografię historyczną odpowiadających im wszechświatów. Chichotem losu jest bez wątpienia fakt, że historie stanowiące tło dziejowe dla wydarzeń z powieści Johna Ronalda oraz Franka w obu przypadkach skompletowały z notatek, oraz opublikowały dopiero ich dzieci – Christopher Tolkien i Brian Herbert. W ten sposób świat ujrzały Silmarillion oraz cykl Preludium do Diuny.

Źródło: https://www.deviantart.com
Autor: JoLLY-RoG3R-7

No dobrze, ale dlaczego Tolkien nie lubił Diuny?

Na początku warto przytoczyć kilka dość ważnych faktów z życia obu autorów. Zarówno Tolkien jak i Herbert byli wychowani w katolickich rodzinach, co miało gigantyczny wpływ na ich późniejszą twórczość – ale objawiło się w biegunowo różnej formie. Pani Mabel Tolkien była konwertyczką na rzymski katolicyzm, co spotkało się z dużym niezadowoleniem ze strony całej czwórki dziadków pisarza. Po jej śmierci niespełna 16-letni młodzieniec został przekazany pod kuratelę zaprzyjaźnionego z rodziną księdza, Francisa Morgana. O piętnie, jakie jego wyznanie odcisnęło na twórczości, pisał do swojego przyjaciela – jezuity Roberta Murraya w tych słowach:

Władca Pierścieni jest zasadniczo dziełem religijnym i katolickim; początkowo niezamierzenie, lecz w poprawkach świadomie.”

Sympatii do zakonu jezuitów Herbert zdecydowanie nie podzielał. Jego Matka Eileen Marie Herbert pochodziła z irlandzkiej rodziny McCarthy. Jej siostry od najmłodszych lat “prały mu mózg” jak później sam określał, zmuszając go katolickich praktyk religijnych. Wszystko to działo się pomimo protestów Franka Herberta seniora, który sam określał się jako agnostyk.

Młody Frank pobierał nauki u Jezuitów a ich zdolności argumentacji i retoryki, z których słynie to zgromadzenie, wywarły na nim znaczne, chociaż negatywne wrażenie. W swojej biografii napisanej przez Tima O’Reilly’ego, zaznaczył to w następującej wypowiedzi:

„Byłem buntownikiem przeciwko pozytywizmowi jezuickiemu. Potrafię wygrać dyskusje w stylu jezuickim, ale uważam to za walkę pod fałszywymi barwami. Jeśli kontrolujesz założenia, możesz wygrać każdą rozprawę.”

Nic zatem dziwnego, że człon nazwy żeńskiego zgromadzenia – (Bene) Gesserit nosi fonetyczne podobieństwo do Jesuit. Brian Herbert twierdził że uwagę jego ojca przyciągał buddyzm zen. Mimo swojego krytycznego podejścia do religii świat Diuny jest pełen odniesień do współczesnych nam wyznań. Przykładem może być chociażby Pomarańczowa Biblia Katolicka, której nazwa jest prawdopodobnie nawiązaniem do Pomarańczowego Zakonu. Mowa tu o powstałej w ostatnich latach XVIII wieku organizacji protestanckiej zwalczającej katolicyzm na terenach Irlandii.

Powiesz wreszcie, czemu Tolkien nie lubił Diuny?

Szczerze mówiąc – nie wiadomo. J. R. R. Tolkien otrzymał jeden egzemplarz książki od Sterlinga E. Laniera – osoby odpowiedzialnej za publikację Diuny. Pracujący dla wydawnictwa Chilton Books redaktor miał, zauroczony prozą Herberta, przekonać kierownictwo firmy, aby dało szansę Diunie. Dotychczas została ona odrzucona przez dwadzieścia innych domów wydawniczych. Niestety – pierwsze nakłady książki nie sprzedały się zbyt dobrze, w wyniku czego Lanier stracił swoją posadę.

Kolejną kopię Tolkien otrzymał od innego fana powieści o planecie czerwi pół roku później. To z listu zwrotnego pisarza znamy jego opinię na temat historii o Paulu Atrydzie:

“Dziękuję za przysłanie mi egzemplarza Diuny. Otrzymałem tę książkę już w ubiegłym roku, więc jestem z nią zaznajomiony. Dla wciąż tworzącego pisarza niemożliwym jest w pełni uczciwe ocenianie pracy innego autora, piszącego w tym samym duchu. A przynajmniej ja tak uważam. W istocie Diuna bardzo mi się nie podobała. W tym niefortunnym przypadku najlepiej będzie, jeśli – chcąc być w porządku wobec autora – zachowam milczenie i odmówię komentarza. Czy chcesz, abym zwrócił ci książkę, skoro mam już jeden egzemplarz? ”

Odmienne gusta, podobna przyszłość

Czy na ocenie zaważyły odmienne poglądy na tematy religijne, które w swoich dziełach przejawiali twórcy? Powszechnie występujący w dziele Herberta synkretyzm religijny nie mógł przypaść do gustu Tolkiena, który żył w czasach gdy ekumenizm pomiędzy kościołem katolickim a anglikańskim na wyspach brytyjskich nie cieszył się zbytnią popularnością. Odczytana w kontekście czasów i ojczyzny Tolkiena nazwa “Pomarańczowej Biblii Katolickiej” mogła zostać potraktowana co najwyżej jako ponury żart.

Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, co sprawiło, że Anglik nie ocenił Diuny zbyt pochlebnie. Pomimo tego, ich dzieła ostatecznie spotkał niemal bliźniaczy los. Każde z nich ustaliło nowe standardy dla swojej gałęzi fantastyki i zainspirowało dziesiątki późniejszych pisarzy. Zarówno Diuna jak i Władca Pierścieni zdobyły srebrne ekrany szturmem i przeżyły w czasie wejścia do kin swoją drugą młodość. I, prawdopodobnie, nikt nigdy nie zrozumie w całości ani przesłania, które płynie znad piasków Arrakis, ani prawdziwego sensu opowieści, które niesie wiatr wiejący nad równinami Śródziemia.

Ojcowie, którzy najwyraźniej nie darzyli się zbytnią sympatią, zasnęli już wiecznym snem, a ich dzieci żyją wiecznym życiem, w milionach serc miłośników fantastyki na całym świecie.

Awatar autora

O autorze

Szymon Nowaczyk

Z wykształcenia technik weterynarii, z braku laku – student informatyki. Torturuje swoich bliskich godzinnymi wykładami o obskurnych szczegółach lore Warhammera 40 000. Od jego ogłuszającej paplaniny i basowego śmiechu trzęsą się posadzki. Na konwentach spotkacie go niemal wyłącznie przy stołach z grami planszowymi i bitewnymi.